Oczami Rossa:
Dzisiaj są urodziny Laury. A jutro moja ukochana przyjaciółka wraca do Miami. Posłaliśmy jej kosz kwiatów i kartkę urodzinową, ale jak znajdzie się w domu dostanie prawdziwy prezent. To jest tylko zmyłka. Sam to wymyśliłem. Nie chwalcie mnie już tak. Jestem genialny. Wiem, chociaż Rydel podważa moje zdanie. To niesprawiedliwe. Mama i Delly już urządziły Laurze sypialnię. Dostawiliśmy jeszcze śliczne łóżeczko dla dziecka. Może nie jest piękna, ale będzie miała własny kącik. A to najważniejsze. No i będzie z dzieckiem, a ja jestem tuz za ścianą, nawet mamy drzwi prowadzące z jej pokoju do mojego.
Oczami Laury:
Powoli zaczęłam się pakować. Ubrani, pamiątki i jeszcze inne klamoty. Wieczorem byłam gotowa. Zjadłam kanapki od Ness i poszłam spać.
Rano wstałam obudzona delikatnym głaskaniem po twarzy. Zaspana otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętą siostrę.
- Hej - szepnęłam.
- Hej - odszepnęła i podała mi ubrania - umyj się i ubierz. Za dwadzieścia minut masz samolot.
Podziękowałam i z trudem wygramoliłam się z wyrka. Ciepłego i miękkiego. W toalecie rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda bardzo dobrze mi zrobiła. Smak krwi w ustach zniknął, a otulił mnie zapach konwalii z pomarańczą. Nagle spojrzałam na swój brzuch. Minął miesiąc i trochę, ale to niewiele zgrubiałam. Lekko go pogłaskałam.
- Witaj maluszku - uśmiechnęłam się sama do siebie - mamusia cię kocha.
Łza szczęścia spłynęła mi po policzku i zmieszała się z wodą. To niewiarygodne, ze tuż pod moim sercem rośnie mały człowieczek. Moje dziecko. Wyszłam spod prysznica i wytarłam mokre ciało i włosy. Ubrałam się i pomalowałam. Po chwili taszcząc walizki po schodach znalazłam się w kuchni. Na blacie piętrzył się stos naleśników z bitą śmietaną i czekoladą. Z zachłannością zaczęłam je pożerać. Siostra miała lekko wystraszony wyraz twarzy.
- Nie zaszkodzi to dziecku? - zaniepokoiła się.
- Nie - odparłam i dołożyłam sobie kolejnego naleśnika. Kiedy się dojadłam razem z Van pojechałyśmy na lotnisko. Kiedy się żegnałyśmy siostra miała łzy w oczach.
- Kocham cię - powiedziałam.
- A ja ciebie Lau - odparła i mocno mnie przytuliła, a po chwili spojrzała na mój brzuch.
- Pa maluchu - uśmiechnęła się. Pomachałam jej i wsiadłam do samolotu. Zajęłam miejsce i zamówiłam sok pomarańczowy. Stewardessa przyniosła mi tez orzeszki. Sama nie wiek kiedy zasnęłam. Obudziło mnie delikatnie szarpnięcie. Nade mną pochylał się Ross z uśmiechem.
- Wstawaj śpiochu - powiedział.
- Jak ty tu? - jąkałam. Zaśmiał się.
- Samolot wylądował 15 minut temu, a pilot nie mógł cię obudzić - powiedział, a po chwili zamilkł, bo przerwał mu mój krzyk. Przerażona złapałam się za brzuch.
- Co jest? - spytał zdenerwowany.
- Boli - wydukałam. Chłopak wstał z fotela, ale złapałam go za kurtkę.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam w bólach.
- Nigdy, zaraz wracam - odparł poważnie. Tak jak obiecał wrócił z całą rodziną i innymi ludzmi. Potem była tylko ciemność.
Oczami Ross'a:
Zaraz zwariuję. Jak Laura zemdlała zawieźliśmy ją do szpitala. Zabrali ją do sali i już od godziny nikt nie wychodzi.
- Spokojnie synu - pocieszał mnie tata - będzie dobrze.i
- Po tych słowach pokazał się lekarz. Podbiegłem do niego szybko.
- Co z nią? - spytałem drżącym głosem.
- Nic poważnego, ale zbyt wysokie ciśnienie zaszkodziło dzieciom pani Marano - odparł. Zamurowało mnie.
- Dzieciom? - spytał Riker.
- Tak. Pani Marano będzie miała pięcioraczki - oznajmił.
- Matko Boska! - wrzasnęła mama zakrywając usta rękoma.
- Ale to pewnie? Nic im nie będzie? Można wejść? - zasypałem doktorka pytaniami.
- Jest w porządku i możesz ją odwiedzić - odparł i zniknął w gabinecie lekarskim. Delikatnie zapukałem do drzwi i wszedłem. Laura miała bladą twarz i obłęd w oczach.
- 5 - szepnęła cicho.
- Wiem, ale zawszę będę z tobą - powiedziałem. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
P.S. Rozdział 18 !!! Tak nwet mi sie podba. Trochę dramatu i spodziewaliście się aż pięciorga, bo ja ta! Hah. Kocham was i do juterka albo niedzieli.
Jutro dodam swoją focię i błagam nie śmiejcie się, bo cudem natury nie jestem:) Kocham was. papatki:***
Majka`
Dzisiaj są urodziny Laury. A jutro moja ukochana przyjaciółka wraca do Miami. Posłaliśmy jej kosz kwiatów i kartkę urodzinową, ale jak znajdzie się w domu dostanie prawdziwy prezent. To jest tylko zmyłka. Sam to wymyśliłem. Nie chwalcie mnie już tak. Jestem genialny. Wiem, chociaż Rydel podważa moje zdanie. To niesprawiedliwe. Mama i Delly już urządziły Laurze sypialnię. Dostawiliśmy jeszcze śliczne łóżeczko dla dziecka. Może nie jest piękna, ale będzie miała własny kącik. A to najważniejsze. No i będzie z dzieckiem, a ja jestem tuz za ścianą, nawet mamy drzwi prowadzące z jej pokoju do mojego.
Oczami Laury:
Powoli zaczęłam się pakować. Ubrani, pamiątki i jeszcze inne klamoty. Wieczorem byłam gotowa. Zjadłam kanapki od Ness i poszłam spać.
Rano wstałam obudzona delikatnym głaskaniem po twarzy. Zaspana otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętą siostrę.
- Hej - szepnęłam.
- Hej - odszepnęła i podała mi ubrania - umyj się i ubierz. Za dwadzieścia minut masz samolot.
Podziękowałam i z trudem wygramoliłam się z wyrka. Ciepłego i miękkiego. W toalecie rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Ciepła woda bardzo dobrze mi zrobiła. Smak krwi w ustach zniknął, a otulił mnie zapach konwalii z pomarańczą. Nagle spojrzałam na swój brzuch. Minął miesiąc i trochę, ale to niewiele zgrubiałam. Lekko go pogłaskałam.
- Witaj maluszku - uśmiechnęłam się sama do siebie - mamusia cię kocha.
Łza szczęścia spłynęła mi po policzku i zmieszała się z wodą. To niewiarygodne, ze tuż pod moim sercem rośnie mały człowieczek. Moje dziecko. Wyszłam spod prysznica i wytarłam mokre ciało i włosy. Ubrałam się i pomalowałam. Po chwili taszcząc walizki po schodach znalazłam się w kuchni. Na blacie piętrzył się stos naleśników z bitą śmietaną i czekoladą. Z zachłannością zaczęłam je pożerać. Siostra miała lekko wystraszony wyraz twarzy.
- Nie zaszkodzi to dziecku? - zaniepokoiła się.
- Nie - odparłam i dołożyłam sobie kolejnego naleśnika. Kiedy się dojadłam razem z Van pojechałyśmy na lotnisko. Kiedy się żegnałyśmy siostra miała łzy w oczach.
- Kocham cię - powiedziałam.
- A ja ciebie Lau - odparła i mocno mnie przytuliła, a po chwili spojrzała na mój brzuch.
- Pa maluchu - uśmiechnęła się. Pomachałam jej i wsiadłam do samolotu. Zajęłam miejsce i zamówiłam sok pomarańczowy. Stewardessa przyniosła mi tez orzeszki. Sama nie wiek kiedy zasnęłam. Obudziło mnie delikatnie szarpnięcie. Nade mną pochylał się Ross z uśmiechem.
- Wstawaj śpiochu - powiedział.
- Jak ty tu? - jąkałam. Zaśmiał się.
- Samolot wylądował 15 minut temu, a pilot nie mógł cię obudzić - powiedział, a po chwili zamilkł, bo przerwał mu mój krzyk. Przerażona złapałam się za brzuch.
- Co jest? - spytał zdenerwowany.
- Boli - wydukałam. Chłopak wstał z fotela, ale złapałam go za kurtkę.
- Nie zostawiaj mnie - szepnęłam w bólach.
- Nigdy, zaraz wracam - odparł poważnie. Tak jak obiecał wrócił z całą rodziną i innymi ludzmi. Potem była tylko ciemność.
Oczami Ross'a:
Zaraz zwariuję. Jak Laura zemdlała zawieźliśmy ją do szpitala. Zabrali ją do sali i już od godziny nikt nie wychodzi.
- Spokojnie synu - pocieszał mnie tata - będzie dobrze.i
- Po tych słowach pokazał się lekarz. Podbiegłem do niego szybko.
- Co z nią? - spytałem drżącym głosem.
- Nic poważnego, ale zbyt wysokie ciśnienie zaszkodziło dzieciom pani Marano - odparł. Zamurowało mnie.
- Dzieciom? - spytał Riker.
- Tak. Pani Marano będzie miała pięcioraczki - oznajmił.
- Matko Boska! - wrzasnęła mama zakrywając usta rękoma.
- Ale to pewnie? Nic im nie będzie? Można wejść? - zasypałem doktorka pytaniami.
- Jest w porządku i możesz ją odwiedzić - odparł i zniknął w gabinecie lekarskim. Delikatnie zapukałem do drzwi i wszedłem. Laura miała bladą twarz i obłęd w oczach.
- 5 - szepnęła cicho.
- Wiem, ale zawszę będę z tobą - powiedziałem. Spojrzała na mnie i się uśmiechnęła.
P.S. Rozdział 18 !!! Tak nwet mi sie podba. Trochę dramatu i spodziewaliście się aż pięciorga, bo ja ta! Hah. Kocham was i do juterka albo niedzieli.
Jutro dodam swoją focię i błagam nie śmiejcie się, bo cudem natury nie jestem:) Kocham was. papatki:***
Majka`
Super chcę next :)
OdpowiedzUsuńaż 5 dzieci. haha Super <3
OdpowiedzUsuńZajebisty rozdział :D pisz next na tym i drugim blogu bo nic nie.ma :) kamila:*
OdpowiedzUsuńZajebisty,tylko 5 dzieci.Ross chyba nigdy jej nie zostawiHEH.Nie mogę się doczekać nexta ten był superowy
OdpowiedzUsuńO matko!!! 5 nowych lynchów!!! hurra!! Pisz next! cherry ma rację on nigdy jej nie zostawi :)
OdpowiedzUsuńTo żeś wymyśliła 5 dzieci... brawo jestem zszokowana! :D
OdpowiedzUsuń