wtorek, 31 grudnia 2013

Epilog

Oczami Laury:
- Mamo, gdzie są moje czarne szpilki? - krzyczała z korytarza Rozalia i po chwili moim oczom ukazała się śliczna dojrzała kobieta z blond włosami, ciemniejszymi końcówkami i ciemnymi jak gorzka czekolada oczami. Mimo, że moja córka jest dorosła to roztargniona jak jej ojciec w młodości.
- W łazience po ostatniej randce z Kevinem - powiedziałam, a moje kąciki ust delikatnie uniosły się ku górze. Ponowny krzyk mojej córeczki przerwał mi rozwiązywanie krzyżówki.
- Mamo, gdzie moja torebka? 
- Na stole! - odkrzyknęłam z śmiechem. Po chwili sylwetka Rose mignęła mi przed oczyma.
- Mamo.....
- W łaziance - odparłam i wstałam. Podeszłam do kalendarza i spojrzałam na datę: 29 grudnia. Dzień naszego ślubu, urodzin Rossa i nasza ulubiona liczka. Westchnęłam, a ktoś objął mnie delikatnie. 
- Kocham cię mamusiu - szepnęła córka i cmoknęła mnie w policzek. Poklepałam ją po ręce i po chwili żywego ducha w tym domu nie było.  Ze smutkiem, że ten dzień do końca spędzę sama łza spłynęła mi po policzku. Popatrzyłam na zegar i odetchnęłam z ulgą 23:40. ''Jeszcze nie tak późno'' pomyślałam i zarzuciwszy na ramiona płaszcz wyszłam z domu. Swoje kroki kierowałam do starej, czarnej i metalowej bramy. To ta brama oddzielała mnie od wszystkich smutków. To tutaj miałam chwilę spokoju od dzieci, wnuków i służby. Na starość mieszkam w mini pałacu otoczona służbą. Marzenie Rossa. Weszłam przez wrota na cmentarz i powoli skierowałam swoje kroki na ten jedyny ukochany pomnik. Usiadłam na ławeczce i popatrzyłam na wygrawerowany złotem napis ''Ross Shor Lynch ur. 29. XII. 1995 - zm. 29. XII. 2069. Na zawsze w naszej pamięci''. Westchnęłam. Dzisiaj urodziny Rossa, dzień naszego ślubu i pierwsza rocznica śmierci mojego ukochanego. Usiadłam na pomniku i przyłożyłam twarz do czarnej, zimnej płyty.
- Wybacz ukochany, że nic dla ciebie nie mam, ale skleroza  nie boli. Tak bardzo tęsknię i chcę z tobą być - szeptałam, a łzy skapywały na kamień. Nagle coś lodowatego dotknęło mojego policzka. Śnieg. Z nieba zaczął spadać biały, delikatny puszek. Uśmiech zagościł na mojej pomarszczonej ze starości twarzy. W pewnej chwili usłyszałam kroki.
- Pomóc pani? - usłyszałam znajomy, męski głos.
- Nie - powiedziałam krótko, a nieznajomy kazał mi wstać. Z niechęcią popatrzyłam na twarz chłopaka. I serce o mało mi nie stanęło. To był mój blond włosy Ross! Normalnie jak wyjęty z 2013 roku! 
- To naprawdę ja - szepnął jakby czytał mi w myślach. Uśmiechnęłam się.
- Ale jak? - jąkałam się. Chłopak musnął moje usta.
- Już czas... - szepnął. Cofnęłam się o krok.
- Jak możesz mnie całować. Jestem stara - spuściłam głowę. Ujął moją brodę i przed nami stanęło lustro.
- Nie prawda - powiedział miękko. Zerknęłam w lustro i mnie zatkało. NORMALNI ZATKAŁO. W odbiciu szklanym ujrzałam piękną dziewczynę widywaną tylko na zdjęciach. Uśmiechnęłam się.
- Na co już czas? - spytałam. Ross ujął moje ręce w swoje.
- Na nas. Czas Raury już minął. Teraz zastąpią nas nasze dzieci - powiedział, a na widok mojej zmartwionej miny dodał - Poradzą sobie. Wiesz, że założyli własny zespół ''Five Great''. Spokojnie. W razie czego im pomożemy.
Kiwnęłam głową i wzrok przeniosłam na biedna staruszkę leżącą na marmurowym pomniku. Nie mogłam uwierzyć, ze jeszcze kilka minut ja byłam w jej ciele. Teraz ubrana w lekka białą, koronkową sukienkę i białe baletki stałam obok ukochanego.
- Już czas.. - powtórzył. Wziąwszy głęboki wdech weszłam w poświatę pięknego światła i znalazłam się  w Raju razem z Rossem. Chłopakiem, który zawładnął mym sercem.





P.S. Kochani moi oto epilog. Ostatni rozdział tego opowiadania na tym blogu. Serce mnie boli jak cholera. (Przepraszam za cholera) Ale będę tutaj często zaglądała i pisała krótkie opowiadania, jeżeli chcecie. Będę tęsknić, ale mam już drugi blog utworzony i tam chętnie zapraszam. Co do Rossa i Laury to mieli 5 dzieci i pobrali się pół roku po narodzinach pociech swoich :)
Nigdy was nie zapomnę.:)




Na zawsze wasza Maja`

poniedziałek, 30 grudnia 2013

29. Bądzmy szczęśliwi na zawsze....

Oczami Laury:
Stanęłam pezed lustrem i nie poznałam sama siebie. Włosy upięte miałam w niedbałego koka, kilka wijących się kosmyków spływało i okalało moją twarz. Delikatny, ale widoczny, ciemny makijaż podkreślał kolor moich oczu i dodawał im tajemniczości. Spojrzałam na swoje ubranie:


 Wyglądałam jednym słowem bosko. Sukienka lekko tuszowała ciąże, a biżuteria dodawała zmysłowości. Uśmiechnęłam się i odwróciłam do mamy Rossa, Rydel i taty Rossa. W ich oczach widziałam zachwyt i radość. Przytuliłam każdego i dałam buziaka w policzek.
- Wyglądasz cudownie, kochana - pochwalił pan Mark. Obdarzyłam go perlistym śmiechem.
- Choćmy, bo biedny Ross zaraz nie wytrzyma i przyjdzie tutaj - powiedziała Rydel. Kiwnęłam głową. Oni wyszli, a ja miałam odczekać 15 sekund i wolno iść ku schodom. Tak tez zrobiłam. Kiedy policzyłam do 1 ostrożnie podeszłam do schodów. Ross i wszyscy inni stali na dole i patrzyli na mnie z bananem na twarzy. Uśmiech wystąpił na mej buzi. Powoli i z gracją zaczęłam schodzić.

Oczami Rossa:
Patrzyłem jak zaczarowany na Laurę. Wyglądała zjawiskowo. Stałem jak słup soli i gapiłem się na jej zgrabne, długie nogi i piękna twarz. Wyglądała jak księżniczka. Kiedy była na przedostatnim schodku wyciągnąłem rękę, a ona delikatnie ją ujęła. Uśmiechałem się i popatrzyłem jej w oczy. Były takie tajemnicze i słodki. Odwzajemniła gest i musnęła mój policzek. Liczyłem na więcej, ale nie będę narzekał. Rozległy się gromkie brawa, a rodzice od razu zaczęli strzelać nam fotki. Normalnie jakby nie mogli zobaczyć nas jutro! Kiedy skończyli Riker otworzył nam drzwi od domu.
- Miłego wieczoru państwu życzę - ukłonił się jak sługa i pomachał nam z rozmachem. Lau zaśmiała się i wsiedliśmy do czarnej limuzyny. 
- Cykorek? - spytałem , gdy na twarzy narzeczonej dostrzegłem cień poddenerwowania.
- Jest spoko - szepnęła i westchnęła głęboko. Kąciki moich ust poszły ku górze. Znałem ją jak nikt. Teraz w jej ciele toczyła się prawdziwa walka. Zostać i wytrwać czy wyskoczyć i wiać. Jednak po chwili wygrało to pierwsze.
- Stawię temu czoła - powiedziała twardo i spojrzawszy mi w oczy z determinacją pocałowała mnie. Kiedy chciała się oderwać, ja przycisnąłem ą do siebie nie dając takiej mozeliwości. Jednak wszystko co piękne kiedyś się kończy.
- Wariat - mruknęła Lau i pogłaskała mnie po policzku. Wyszczerzyłem się i i pomyślałem, ze mam niesamowite szczęście. Siedzę z ukochaną osobą w limuzynie i jadę powiadomić świat o tym, ze w wieku 18 lat zostaniemy rodzicami. Lepiej być nie może. 


Oczami Laury:
Samochód się zatrzymał, a po chwili drzwi szeroko otworzyły. Przełknęłam ślinę i westchnęłam cicho,a le głęboko. Ross z wielkim uśmiechem wysiadł i podał mi dłoń. Chwyciłam ją i poszłam w ślady chłopaka. Kiedy stanęłam na czerwonym dywanie rozległy się dzikie wrzaski radości. Blondyn objął mnie w pasie jedną ręką. Reporterzy zachłannie robili zdjęcia, a fajni krzyczeli nasze imiona i jakieś krótkie zdania. Uśmiechałam się piękne i razem z ukochanym pozowałam do zdjęć. Gdy ta szopka dobiegła końca weszliśmy do środka. Pełno tam było sławnych ludzi i osób z planu ''Austin i Ally'' oraz kilka nieznanych mi osóbek. Z lekkim rumieńcem wyszukaliśmy w tłumie Kevina i Phila. Stali z kieliszkami szampana i rozmawiali o czymś. 
- Witajcie - uśmiechnął się mój blondynek. Mężczyźni spojrzeli na nas i zaniemówili
- Laura! - ryknął Kevin i mocno mnie przytulił. Wytrzeszczyłam gały, a kilka ludzi popatrzyło na nas z zainteresowaniem.
- Tak ja - powiedziałam i lekko odepchnęłam Kevina. Obaj wyszczerzyli się szeroko. Ross złapał mnie za rękę, a oni się lekko zmieszali.
- Jesteście razem! - ryknął Phil ze szczęściem. Kiwnęłam skromnie głowa, a Ross się wyprostował. Pajac mój kochany. Po chwili ktoś na scenie zaprosił Kevina aby przemówił. Heath był chory i jest w jakimś tam ośrodku wypoczynkowym i nie dał rady przyjechać.Szkoda, bo jest fajny. Kevin jak burza wleciał na scenę. Wziął mikrofon i z bananem na twarzy zaczął swoje jakże interesujące przemówienie.
- Witam wszystkich serdecznie. Dzisiaj jest wielki dzień. A dwie osoby dopełniły szczęściem ten dzień. Kim oni są? To Ross i Laura. Zapraszamy na scenę!
Rozległy się brawa, a blondyn pociągnął mnie za rękę. Obiecuje, że po imprezie ukatrupię reżysera własnymi rękami!!! Wyszczerzona weszłam po schodkach i znalazłam się pomiędzy tym starym gnatem, a młodym debilem. Wszyscy zapiszczeli. Widziałam w tłumie Raini i Caluma. Uśmiechali się szeroko.
- Hej - wydusiłam przed zaciśnięte gardło. Ross posłał mi zniewalający uśmiech. 
- Siemka - krzyknął do tłumu. Rozległy się powitania i chichoty. Widziałam reporterów i jak dawali to na żywo. Chłopak złapał moja dłoń i szmer zdziwienia rozległ się po sali.
- Razem z Laura witamy was serdecznie na dzisiejszej gali. Jest to i dla nas bardzo wazny dzień ponieważ mamy coś ważnego do powiedzenie - oznajmił. Zrobiło mi się słabo. Mocniej ścisnęłam jego dłoń. Zerknęłam na Kevina. Kanciki oczu ocierał chusteczką!!! 
- Za kilka miesięcy odbędzie się nasz slub i za 5 miesięcy na świat pojawią się nasze dzieci - widać było że te słowa kosztowały blondyna wiele. Zapadła głucha cisza. Chusteczka Kevina znalazła się na podłodze. Słychać było szum samochodów. Już, już miała z stamtąd wziąć nogi za pas, ale rozległ się wrzask radości i gwizdy zebranych. Raini i Calum wskoczyli na scenę i mocno nas uściskali. Byłam nie czerwona, ale biała jak papier. Po kilku chwilach przytulało mnie ponad 200 osób. Sama nie wiem jak dotarłam do ukochanego. Przytulił mnie i pocałował. A co tam! Co z tego, ze media i inni się gapią! Mam to w nosie. Oddałam pocałunek. 



Oczami Rossa:
Oboje z Laurą usiedliśmy przy stoliku i z lampkami wina sączyliśmy napój. Nie znajdowaliśmy się już na sali, nad nią. Siedzieliśmy przy białym stoliku z winem, winogronem i kilkoma lampami. Było tak uroczo. Wszędzie porozsypywanie płatki róż i ta romantyczna sceneria. 
- Kocham cię - powiedziałem poważnie i popatrzyłem jej w oczy.
- A ja ciebie - odparła. Po chwili wybuchnęliśmy śmiechem.

Oczami Rydel:
Kiedy Ross wygłosił swoje przemówienie uśmiech wystąpił na moją twarz. Mama i tata ściskali biednego Rikera między sobą.
- To takie słodkie - westchnął Rocky i wepchał sobie popcorn do ust. Walnęłam go poduszka. Jednak miał racje to urocze jak cholera. Widać, ze zależy mu na Laurze. A jej na nim. Te ich zakochane gęby i spojrzenia pełne miłości.

Oczami Laury:
Około północy siedzieliśmy z powrotem w limuzynie. Oparłam głowę o ramię Ross i wtuliłam się w niego. cmoknął mnie w czoło i zanim się spostrzegłam zasnęłam.


Oczami  Rossa:
Stanęliśmy przed domem. Lau spała słodko. Uśmiechnąłem się. Szofer otworzył drzwiczki od samochodu, a ja najdelikaniej jak potrafiłem wziąłem Laurę na ręce i wysiedliśmy z auta. Mężczyzna otworzył nam też drzwi od domu i odjechał. Bez trudu wbiegłem z brunetka na rękach do jej sypialni. Zdjąłem jej szpilki czy jak tak się to zwie. Położyłem obok łóżka. Teraz czas na sukienkę. Błagam niech ma bieliznę!!!! Moje modły zostały wysłuchane. Laura miała na sobie stanik bez ramiączek i ten....no...stringi. Oj trudno będzie zapomnieć tego widoku. Może zdjęcie zrobić?Szybko wyciągnąłem telefon i strzeliłem fotkę. Opatuliłem ukochaną kołdrą i z włosów wyjąłem jej spinki czy tam jakieś inne przedmioty. O matko! Tam tego jest chyba z dwadzieścia, a nie! Dwadzieścia dwa. Spoko. Zapaliłem jeszcze tylko małą lampkę i opuściłem jej pokój. Sam od razu poszedłem do łazienki i po krótkim prysznicu wskoczyłem do łóżka.





P.S. Rozdział est rozdziałem 29. Dedykuję go Pyśkowi. A teraz kilka spraw:
1. Dzięki wam wytrwam do końca i dziękuję za wszystko. A najbardziej za to, że jesteście.
2. Drugi blog będzie lekko inny.




 Byli Demi  i Joe, a teraz zastąpili ich Laura I Ross.:)

Majka`

niedziela, 29 grudnia 2013

Zamiast rozdziału :)

Ogłoszenia parafialne:
1. Jutro rozdział 29
2. Epilog gotowy i czeka tylko na opublikowanie
3. Chce co najmniej 30 komentarzy pod tym postem albo nic nie dodaję i nie piszę 2 bloga
4. Wy normalnie nie macie co robić, bo codziennie mam od 200 do 300 odwiedzin za co dziękuję każdemu czytelnikowi z osobna
5. Fotki dal wszystkich:
































Koniec.
Majka`
 

sobota, 28 grudnia 2013

28. Odnalazłem szczęście w twojej osobie...

Oczami Rossa:
Jak zwykle upalny dzień w Miami. Słońce grzeje od samego świtu, a ptaki już urządziły sobie koncerty. Ludzie od godziny krążą po ulicach. Normalnie jak mrówki w mrowisku. Wstałem i podszedłem do szafy. Wyciągnąłem  stamtąd czarne spodnie, białą koszulkę z wielką literą D, a pod nią był napis '' I am divine''. Zgadzam się z tym w 100%. Do tego białe trampki i kilka bransoletek, nieśmiertelnik i czapkę z daszkiem. Z tym ekwipunkiem udałem się do łazienki i wziąwszy letni prysznic ubrałem się. Przeczesałem włosy palcami, wcześniej je susząc i lekko popsikałem się perfumami ''morska laguna''. Zapach na który dziewczyny mdleją. To prawda. Ostatnio jakaś laska zemdlała, gdy przeszedłem bok niej. To prawdziwy lep na kobitki. Heh. Gotowy zszedłem do kuchni i zastałem tam krzątającą się mamę i tatę popijającego poranną kawę.
- O, Ross słońce - uśmiechnęła się i poczochrała mi włosy. Grrrrr... - idź zobacz czy poczta już jest.
- Posłusznie wyszedłem i wyjąłem ze skrzynki kilka listów. Dwa rachunki, zaproszenie dal mnie, ulotka i kolejne zaproszenie dal mnie. Oglądając wszystko dokładnie wszedłem do domu. Na korytarzu wyrżnąłem takiego orła, że mi Gwiazdki się zakręciły dookoła. Rozmasuwywując d**ę usiadłem przy stole. Tata wziął rachunki i zaczął je przeglądać. Mama ulotkę, a ja zaproszenia. Pierwsze było na urodziny Phila, a drugie na dwulecie powstania ''Austin i Ally''. Miałem zabrać osobę towarzyszącą. Oczywiście, że zabiorę Delly. Żart, Laurę. Od razu poleciałem na górę do pokoju ukochanej. Siedziała na łóżku w całkiem seksownej sukience. Uśmiechnąłem się i bez słowa podałem jej zaproszenie. Zaczęła czytać. 
- Em, ale ja nie idę - mruknęła i wstała. Podeszła do mnie i objęła w tali. Złapałem ją za łokcie i spojrzałem z oczy ze zdziwieniem.
- A, ale jak to? - wydukałem zmieszany. Nie chce iść ze mną?
- Ross bo wszyscy zobaczą,z e no wiesz..
- Wiem - przerwałem jej - dowiedzą się, że jesteś w ciąży. Wielkie mi rzeczy. I tak będą wiedzieli. To jest super czas na ukazanie prawdy. Będą tam reporterzy i BUM!!! Wszystko rozleci się po świecie w kilka minut.
- Ale...
- Żadnego, ale. Jutro jest impra i idziemy. 
Po tych słowach wyszedłem zadowolony. Podreptałem do siebie do pokoju i założywszy na uszy słuchawki zatopiłem się w muzyce. Nagle natchnęła mnie wena. Wziąwszy czystą kartkę zacząłem pisać.


Oczami Laury:
Kiedy Ross wyszedł od razu zadzwoniłam do Raini,z e by przyszła. Zawołałam też Dellly. Obie pojawiły się po około 5 minutach. Opowiedziałam im wszystko.
- Uparty ten mój braciszek - mruknęła Rydel wpychając sobie do buzi winogrono.
- Z kim ja się ożenię - zapiałam. Dziewczyny zaśmiały się.
- A w co się ubierasz? - spytała Raini i otworzyła moją szafę - ile tu pięknych sukienek!
- Gdzie? - wytrzeszczyłam oczy. Rydel walnęła mnie w ramię z ciepłym uśmiechem.
- Tą! - krzyknęła Raini i pokazała nam ładną sukienkę:



Obie z blondynka pokręciłyśmy głowami. Hiszpanka ponownie zanurzyła głowę w szafie.
- A ta? - pokazała nam kolejną:


- Nie! - krzyknęłam, a Delly przekrzywiła głowę. Po chwili nią pokręciła. Sukienka poleciała na podłogę. Następne wcale nie były lepsze:









- To wszystkie najlepsze - westchnęła Raini. Delly jęknęła i podeszła do szafy. Otworzyła prawe skrzydło i pogrzebała tam chwilę.
- Nic - burknęła. Tym razem ja westchnęłam. Odepchnęłam je.
- Tej jeszcze nigdy nie zakładałam. Jest, a raczej była dla mnie za tęga. Teraz powinna być dobra - mruknęła zawstydzona pokazując sukienkę. Dziewczyny westchnęły.
- Piękna. Czysty jedwab - oceniła Delly dotykając materiału. Po chwili dopasowałyśmy buty i dodatki. 
- Idealnie - uśmiechnęłam się i przejrzałam w wielkim lustrze. Nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Mogę? - spytał Rossowaty głoski zza drzwi. Popatrzyłyśmy po sobie spanikowane. Blondyn miał mnie zobaczyć dopiero jutro! Rydel pociągnęła mnie do łazienki i zamknęła drzwi na klucz, a ten schowała sobie do....stanika. Z stamtąd blondyn na pewno go nie zabierze. 
- Wejdź - powiedziała Raini i wpuściła blondynka do sypialni.


Oczami Rossa;
Wszedłem i rozejrzałem się dookoła. Raini i Rydel chichotały.
- Co jest? - spytała Rai.
- Idziemy z chłopakami na piwo, kupić wam coś? - powiadomiłem - a gdzie Laura?
- Kup nam lody śmietankowe, żelki, bitą Śmietanę i Lau siedzi w łazience - powiedziała Rydel.  Zrobiłem w wielkie oczy. One coś knują... Podszedłem do wrót dzielących mnie od ukochanej i pociągnąłem za klamkę. Cholera zamknięte!
- Ross idź już - zawołała Laura. Dam se głowę uciąć że się śmiała - kocham cię!
- Ja ciebie też - mruknąłem i rzuciwszy jakieś pożegnanie wyszedłem z chłopkami z domu. Szliśmy wolno ciesząc się dniem i rozdając autografy. Popularność. Po półgodzinie weszliśm do kawiarni. Zajęliśmy pusty stolik i podeszła do nam ładna kelnerka. Na oko młodsza ode mnie o rok.
- Co podać? - spytała z drżącym głosem.
- Poprosimy 4 średnie piwa - powiedziałem. Dziewczyna zapisała i  sobie nasze zamówienie. Rzuciła w nasza stronę jeszcze tęskne spojrzenie i odeszła. Zaczęliśmy gadać o wszystkim i o niczym. Jak koledzy. Nie było w naszej konwersji mowy o pracy, dziewczynach lub muzyce. Byliśmy tylko my, głupie żarty i nasze zainteresowania. Dawno tak nie rozmawialiśmy. Chyba ostatnio jak moje kochane rodzeństwo przyjechało za mną do Nowego Yorku. Było mi tak dobrze. Po chwili kelnerka przyniosła nam piwa i stanęła blisko jakby czekając na coś. Riker zakrył usta ręką i chichotał skrycie. Rocky i Ratliff wymienili spojrzenia, a ja bidny musiałem zapłacić.
- Hej, możesz podejść! - zawołałem do dziewczyny. Żwawym krokiem pojawiła się obok mnie. podałem jej banknot, a ona wyciągnęła z fartuszka resztę.
- Co zostało dla ciebie - uśmiechnąłem się i mrugnąłem jej. Otworzyła usta i chwiejnym krokiem odeszła do środka kafejki.
- Życie to raj - westchnął Rocky i odwrócił twarz w stronę słońca.
- Taaak - szepnął Riker popijając napój. 



Oczami Laury;

Kiedy już przebrana w normalne ciuchy leżałam z dziewczynami na kanapie w salonie i oglądałam Camp Rock przyszli chłopacy. Riker położył na stół lody, śmietanę i Kwaśne żelki. Wyszczerzyłyśmy się słodko. Rydel przyniosła trzy łyżeczki i bez ceremonii zaczęłyśmy jeść.
- Śmietanki? - uśmiechnęłam się.
- Myślałam, ze nigdy nie spytasz - zarechotała Raini. Potrząsnęłam pudełkiem i wypryskałam ogromną porcję na nasze losy. Chłopcy patrzyli na to z nieskrywanym przerażeniem. A my dalej oglądałyśmy film. Kocham Demi i Joego. No może Joego bardziej...
Po chwili ''mężczyźni'' się wynieśli na górę, a my uderzyłyśmy w śmiech. Kiedy lody się skończyły i film też Rydel szatańsko na nas spojrzała. Porwała w ręce śmietanę i zaczęła nią na nas pryskać. Wrzasnęłam jak kot obdzierany z fura i zaczęłyśmy z Raini uciekać. Zamknęłam oczy i na oślep uciekałam przez blondyną. Nagle rąbnęłam w kogoś. Otworzyłam oczy i zobaczyłam  dziwną minę Rossa. 
- Jesteście szalone - powiedział. Zaśmiałam się. Kiedy chciał mnie pocałować odsunęłam się.
- No co?
- Jestem cała w śmietanie, wariacie - wskazałam na siebie.
- To co? - burknął i wpił się w moje usta. Zarzuciłam mu ręce na szyję powodując, że jego czarna koszulka zmieniła się na czarno - śmietanową. Kochałam, kocham i kochać będe całym sercem.



P.S. Hej! Już rozdział 28. Nigdy bym się nie spodziewała, że zajdę tak daleko. To dzięki wam kochani moi. A no i głosujcie w nowej ankiecie. To dal mnie bardzo ważne, bo chciałabym zacząć. Myślałam o tym aby ten nowy blog był o Demi  i Joem, ale to dal was i wy zdecydujcie. :)

Wasza Majka`

czwartek, 26 grudnia 2013

27. Artysta jest twórcą piękna.

Oczami Laury:
'Zmieniłam się, jestem inna. Fizycznie, psychicznie i duchowo. Mam narzeczonego i jestem w ciąży.' myślałam nad pianinem w salce muzycznej R5. Wszystko się mienia. Zupełnie jak pory roku. Raz zima, przedwiośnie, wiosna, lato, jesień, przedzimie i od początku. Tak jest i w życiu. Od zawsze i na zawsze tylko trzeba to zrozumieć. Ja zrozumiałam, a wy?
Raini chodzi do psychologa, Rocky ją wspiera całym sercem, a ja i Ross. No cóż. Ostatnio nie układa się nam najlepiej. Od wypadku z nasza przyjaciółka, naszej kontakty się osłabiły. On ciągle gdzieś chodzi. A to z chłopakami na miasto, ma próby, albo jakieś inne zabawy. A ja siedzę sama w domu. Pani Lynch i Delly zawsze znajdą dla mnie czas, a Ross nie. Może mu się znudziłam. Nawet nie pamiętam kiedy mnie przytulił, albo pocałował. Chyba dwa tygodnie temu. A na Sylwestra miał koncert. Zadedykował mi jedną piosenkę i koniec. Nawet nie zadzwonił. A ja głupia czekałam. Byłam strasznie naiwna, ze ona mnie kocha. Tak szczerze i mocno. A to bili. Niewiarygodnie.
Nagle drzwi się otworzyły i w szparze pojawiła się blond czupryna. Riker. Wszedł do mojego pokoju i zamknął szczelnie drzwi.
- Hej, mała - uśmiechnął się.  Odwzajemniłam gest. Chłopak zajął miejsce obok mnie i popatrzył na okno. Nie przyszedł pożartować, ale coś chciał.
- Stało się coś? - spytałam i wstałam. Trzymając rękę na moim ogromnym brzuchu podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej lekki koc. Koc od Rossa. Koc który bardzo często zastępował mi chłopaka, którego kochałam. Kiedy tak odwrócona tuliłam policzek do miłego materiału usłyszałem lekko drżący głos blondyna.
- Kochasz go jeszcze? 
Powiem szczerze, że mnie zatkało. Odwróciłam się do przyjaciela przodem.
- Tak - szepnęłam, a pojedyncza łza spłynęła mi po policzku. Riker doskoczył do mnie i przytulił.
- On ciebie też, ale powiem ci coś. Nie mów tego Rossowi, bo się na mnie wścieknie.
- Okey - szepnęłam.
- On się boi, strasznie - odparł i spojrzał mi w oczy - jest przerażony. Nie chce cię ranić i ucieka jak może
Nie mogłam uwierzyć w to co słyszałam. Ross, mój Ross się boi. Przyjechał do mnie do Nowego Yorku, a przecie mogli wywalić go z pracy, ten Ross co kupił pierścionek za pół Ameryki, ten Ross co skakał na Bungee, ten Ross co spał na balkonie gdy nie chciałam g wpuścić do swojego pokoju, ten Ross który jechał do mnie w środku nocy, bo chciałam pogadać. Ten Ross co zajął moje serce...
Po chwili Riker wyszedł i zostałam sama. Podeszłam do pianina i zasiadła na stołku. Zczęłam grać nieznaną mi wcześniej melodię. Palce same kierowały się po klawiszach, a z moich ust popłynęły słowa. 
 Ohh
Here I am
Feels like the walls are closing in
Once again it’s time to face it and be strong
I wanna do the right thing now
I know it’s up to me some how
I’ve lost my way

If I could take it all back I would now
I never meant to let you all down
And now I’ve got to try to turn it all around
And figure out how to fix this
I know there’s a way so I promise
I’m gonna clean up this mess I made
Maybe It’s not to late
Maybe it’s not to late oh

So I’ll take a stand
Even though it’s complicated
If I can I wanna change the way I’ve made it
I gotta do the right thing now
I know it’s up to me some how
I’ll find my way

If I could take it all back I would now
I never meant to let you all down
And now I’ve got to try to turn it all around
And figure out how to fix this
I know there’s a way so I promise
I’m gonna clean up the mess I made
Maybe It’s not to late

I’m gonna find the strength
To be the one who that holds it all together
Show you that I’m sorry
But I know that we can make it better

If I could take it all back I would now
I never meant to let you all down
And now I’ve got to try to turn it all around
And figure out how to fix this
I know there’s a way so I promise
I’m gonna clean up the mess I made
Maybe It’s not to late

I never meant to let you all down
Now I’ve got to try to turn it all around
And figure out how to fix this
I know there’s a way so I promise
I’m gonna clean up this mess I made
Maybe It’s not to late
Maybe it’s not to late oh yeah*


Kiedy skończyłam, ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Przestraszona odwróciłam się i zobaczyłam te oczy. Piękne, czekoladowe, moje.
- Ross... - szepnęłam.
- To było niesamowite - pochwalił. Wstałam. Jego ciało było tylko kilka centymetrów od mojego.
- Ja muszę..iść - wydukał zagryzając dolną wargę. Odwrócił się, ale w ostatniej chwili złapałam go za dłoń.
- Nie zostawiaj mnie znowu, nie odrzucaj, nie uciekaj. Kocham cię i wiem,z e ty mnie też - powiedziałam. Stanął i spuścił głowę. Po paru minutach odwrócił się do mnie i podniósł głowę. Płakał.
- A jak coś zrobię nie tak/ -spytał. Stałam jego łzy i z czułością spojrzałam w ślepka.
- Nigdy nic złego nie zrobisz - obiecałam i przytuliłam się do niego. Objął mnie mocno. Brakowało  mi tego.
 - Kocham cię i nasze dzieci - powiedział całując mnie w czoło.
- A my ciebie - uśmiechnęłam się i podniosłam głowę. Nie czekał długo. Od razu wpił się w moje usta. Zachłannie, ale delikatnie, namiętnie i z wielką miłością. Był soba w 100%.

Oczami Rossa:
Dzięki Lau pokonałem swój strach i wiem, że ona zawsze mi pomoże. Kiedy się do siebie oderwaliśmy delikatnie dotknąłem jej brzucha. Jest tuż naprawdę duży. Dla brunetki to koszmar. Nienawidzi być gruba, ale jeszcze tylko kilka miesięcy. 
- Nie bój się - szepnęła i docisnęła mocniej moją rękę. Zadrżałem. Az poczułem. Jakby jakaś kuleczka. Uśmiechnąłem się i padłem na kolana. Dziewczyna zdezorientowana patrzyła na moje zachowanie. A ja odsłoniłem kawałek jej ciała i przycisnąłem ucho. Laura wplotła palce w moje włosy. 
- Słyszę je - szepnąłem szczęśliwy.
- A  co mówią? - zachichotała.
- Że nas kochają - powiedziałem i wstałem. Uśmiechnęła się i ponownie się pocałowaliśmy. Nasza miłość jest wielka.



P.S. Koniec jest bliski. Chyba jeszcze dwa rozdziały :'(. Ale nie odejdę, nie pozbędziecie się mnie tak łatwo :) A co do rozdziału to podoba mi się, a wam? Co myślicie, tylko szczerze plose! Mam dzisiaj ciężki dzień i jest tak jak jest :(



* Piosenka Demi Lovato :)

 Majka`

środa, 25 grudnia 2013

26. "Największy sekret szczęścia to być w zgodzie z sobą"

Oczami Laury:
Rano obudziłam się w idealnym humorze. Nigdy nie zapomnę Wigilii. A jak to był tylko sen?! Szybko popatrzyłam na swój serdeczny palec. Uspokoiłam się. Wszystko było na miejscu. Cudny pierścionek, chłopak w swoim pokoju i moje serce wypełnione miłością. Kiedy jesteś szczęśliwy wszystko jest inne. Bardziej kolorowe, pełne radości i szczęśliwe tak jak ty. A ja w tej chwili jestem po brzegi wypełniona błogim, idealnym winem płynącym prosto z mojego serca. To miłość. Tak, miłość.
Wstałam z łóżka. Dzisiaj R5 gra koncert i mam zamiar na niego iść. Podeszłam do szafy i po chwili zastanowienia wybrałam dziewczęcy strój i podreptałam do łazienki. Zrzuciłam z siebie piżamę i weszłam pod prysznic. Woda poleciała na mnie lodowatym strumieniem. Wstrząsnął mną dreszcz, ale po chwili ciepła woda przebiła się przez swoje przeciwieństwo i obmywała moje ciało ze snu. Wystawiłam twarz w stronę 'słuchawki'. Było mi tak dobrze, a na dodatek pomarańczowy żel pod prysznic nie chciał pozwolić mi na opuszczenie snu. Jednak mus to mus. Wytarłam swoje ciało i lekko się nabalsamowałam o tym samym zapachu. Wysuszyłam włosy i zaplotłam e w luźnego warkocza:





Ubrałam się i musnęłam usta błyszczykiem. Wyglądałam bardzo dziewczęco. Strój odmłodził mnie i wcale nie widać było tak mojego brzucha. Uśmiechnęłam się i pogładziłam go.
- I jak tam, moje szczęścia? - spytałam dzieciaczki. Jednak nie doczekałam się odpowiedzi. W końcu i tak nie mogłam na nią liczyć, a w cuda nie wierzę. No może trochę. To, że ja i Ross jesteśmy razem to cud.Albo po prostu los tak chciał.
Wyszłam z łazienki i zobaczyłam 5 nieodebranych połączeń od Caluma. Zdziwiło mnie to bardzo. Wykręciłam jego numer i czekałam, aż odbierze. Po 3 sygnałach usłyszałam zdenerwowany głos rudego.
*rozmowa telefoniczna*
- Laura?
- Tak. Co się stało Cal?!
- Raini jest w szpitalu. Nie wiem co się stało!
- O matko! Już jedziemy!
Rozłączyłam się i jak burza wypadłam z pokoju. Wdarłam się do królestwa blondyna. Siedział na podłodze i opierał się o łóżko. Trzymał Pszczółkę i coś brzdąkał.
- Ubieraj się! - ryknęłam. Przestraszony podskoczył w miejscu - Raini jest w szpitalu. Jedziemy!
Chłopak odrzucił instrument i podszedł do mnie.
- Co się stało?
- Nie wiem,a le się boję - szepnęłam przez łzy. Ujął moją brodę i rozkazał sobie spojrzeć w oczy.
- Nie martw się kochanie.
- A jak to moja wina!? Ostatnio wcale się nią nie interesowałam. Nasze stosunki strasznie się ochłodziły - łkałam. Ross otarł moje łzy kciukiem i delikatnie pocałował. Wiedział czego mi trzeba. To niewiarygodne, ze jesteśmy zaręczeni. 
Po chwili razem z Rydel, Rockym, Ratliffem, Rikerem i Rossem siedzieliśmy w samochodzie i jechaliśmy do wskazanego przez Caluma szpitala.

Oczami Rossa:
- Przepraszam gdzie leży Raini Rodriguez? - spytałem recepcjonistki. Zmierzyła nas ciekawym wzrokiem.
- W sali 555 na trzecim piętrze - wyjaśniła. Kiwnąłem jej głową i szybko weszliśmy do windy. Laura trzęsła się ze zdenerwowania i strachu. Objąłem ją ramieniem i cmoknąłem w czoło. Wtuliła twarz w moje ramię. Riker uśmiechnął się porozumiewawczo do reszty. Pokazałem im język i wyszliśmy. Ja i Lau byliśmy na końcu. Kiedy dotarliśmy pod salę zobaczyliśmy rodzinę Rai i Caluma z Bellą. Uśmiechnąłem się do niego krzepiąco i usadziłem brunetkę na plastikowym krześle.
- Co się stało? - spytał Rocky. Jego twarz była biała jak papier, ręce mu się trzęsły, a wzrok był przerażony.
- Połknęła pudełko tabletek nasennych i podcięła sobie żyły - pani Rodriguez łkała w ramie męża - jeszcze kilka minut, a...a...a jej by nie było....
Rydel i Laura zaczęły płakać. Ratliff uklęknął przed dziewczynami.
- Hej, będzie dobrze - poklepał je po kolanach. Laura wstała i podeszła do okna, a Rydel przytuliła chłopaka. Serce mnie bolało. Bardzo zaniedbałem nasza przyjaciółkę, Caluma, nasza karierę. Podeszłam do narzeczonej ( jak to fajnie brzmi XD) i ująłem jej dłoń z pierścionkiem. Dziewczyna popatrzyła mi w oczy i wyrwawszy swoją dłoń odeszła pod ścianę. Zsunęła się po niej i ukryła twarz w dłoniach płacząc. Riker miał zaciśnięte wargi. Położył mi dłoń na ramieniu.
- Daj jej czas - szepnął. Kiwnąłem głową i zerknąłem na Rockiego. Moje zdziwienie sięgnęło zenitu, kiedy zobaczyłem przezroczyste krople na twarzy brata. Odwrócił się do ściany i z całej siły przyfasolił w mur. Podszedłem do niego szybko. Krew sączyła się z rozciętej ręki. Patrzył nieprzytomnie. Wyrywał się kiedy chciałem go przytulić. Po krótkiej walce skapitulował i wtulił we mnie. Przypomniała mi się jedna scena. Wtedy Riker mnie przytulał. Był moim oparciem. Brat ściskał mnie mocno. Nic nie powiedziałem. Byłem gotowy za moją rodzinę zginąć. Za przyjaciół, rodzeństwo, Laurę. Zerknąłem na nią. Patrzyła na nas z uśmiechem bólu. Vanessa i jej rodzice wyjechali zaraz po Wigilii o północy życząc nam szczęścia. Laura była bardzo rozczarowana, ale chyba do tego przywykła. Najważniejsze, ze spędziła chociaż kilka godzin z rodziną. Nagle z sali wyszedł lekarz. Popatrzył na nas ze smutkiem.
- Nie żyje? - szepnął Rico ochrypłym głosem. Lekarz pokręcił głową.
- Jej stan jest stabilny, ale nie chce nikogo widzieć - oznajmił. Odetchnęliśmy z ulga. Rocky podszedł do drzwi i nie zważając na wrzaski doktora wszedł do środka.
- Niech idzie - Riker popatrzył prosto w oczy lekarzowi. Mężczyzna westchnął ciężko i wyszedł.


Oczami Rockiego:
Wszedłem do sali i zobaczyłem dziewczynę na łóżku. Nadgarstki miała obandażowane i była podłączona do kroplówki. Zerknęła na mnie, ale po sekundzie odwróciła wzrok.
- Czemu? - spytałem głucho.
- Nie twoja sprawa - warknęła z trudem. Podeszłam do łóżka.
- Moja - szepnąłem i uśmiechnąłem się do niej. Żyła i to było dla mnie najważniesze.




P.S. Witam z nowym rozdziałem. Węszę bliski koniec,a  teraz kilak spraw:
1. Ty ANONIMKU załóż sobie konto i pogadamy, bo teraz zachowujesz się jak tchórz
2. Dziękuję LAURZE LYNCH, ELCI TYC,  EMILCE NISKIEJ I WERONICE GRZEŚLAK.
3. Serdecznie zapraszam na bloga LAURY LYNCH:
 http://auslly-ture-story.blogspot.com/?m=1




 Majka`

wtorek, 24 grudnia 2013

25. Ukradłaś moje serce i w nim zamieszkałaś...

Oczami Laury;
Wigilia. Wieczór. Pierwsza gwiazdka. Mikołaj. Rodzina. Życzenia. Choinka. Kolędy. Radość. Śmiech. 
W dziejszy wieczór każdy powinien te słowa znać, rozumieć i czuć do głębi serca. Wiedzieć co one oznaczają. Bo miłość jest największym skarbem jaki istnieje. Ja zasmakowałam tego wszystkiego i jestem pewna, ze moja przyszłość jest tak samo kolorowa jak nasza choinka.
Moje dalekie rozmyślania przerwało lekkie muśniecie w policzek. Otrząsnęłam się z zamyślenia i zobaczyłam koło siebie Rossa. Stał oparty o blat kuchenny i wcinał jeszcze gorącego pierniczka. Wczorajsze jakoś tak się rozeszły. Nic dziwnego każdy chciał spróbować. I potem jeszcze raz i jeszcze.
Uśmiechnęłam się i popatrzyła na chłopaka.
- Choć idziemy stroić pierniczki  -oznajmił  i pociągnął mnie za rękę. Wstałam i ruszyłam za nim. Weszliśmy do salonu, gdzie stół przykryty był folią i wszędzie walały ie brązowe smakołyki i rzeczy do ich ozdabiania. Ze śmiechem zaczęliśmy swoją pracę. Efekt był bardzo zadowalający:



 Każdych było po dziesięć. Ładnie ułożyliśmy je w koszyczku z siankiem i poszliśmy do kuchni na co nieco. Rydel przygotowała kanapki i świeży sok z pomarańczy.
- Pycha - zamlaskał Riker. Zgodnie wybuchnęliśmy śmiechem. Nagle drzwi trzasnęły. Wychyliliśmy się z kuchni i moim oczom ukazali się rodzice i czerwoną po cebulki włosów Vanessę. Pisnęłam prosto do ucha Rockiego. Chłopak zgiął się w pół i cofnął.
- Mama! Tata! - wrzasnęłam i rzuciłam im się w ramiona.
- I Van - dodała oburzona Van. Uśmiechnęłam się i przytuliłam moją kochaną marudę. Po chwili wszyscy zaczęli się witać. Znikąd pojawili się państwo Lynch. Wszyscy wepchaliśmy się do salonu. Na szczęście już posprzątanego. Ness dopadła bidne pierniczki. Jej problem, będzie gruba. Usiadłam naprzeciwko rodziców koło Rossa. Oboje mieliśmy chyba niewyraźne miny, bo starszyzna popatrzyła po sobie.
- Przytyłaś, a zawsze byłaś taka szczupła - uśmiechnęła się mama. Spaliłam buraka.
- To dopiero początek - mruknęłam. Ross niewidocznie dla innych złapał mnie za rękę. Uśmiechnęłam się do niego. O konewka! Zauważyli ten durny, rozmarzony wyraz mojej paszczy.
- Szymon, Allan, Brain i Nicholas, tak? - spytał tata szczerząc ząbki. Kiwnęłam głową i dotknęłam brzucha. Rodzice uśmiechnęli się promiennie.
- Ale to 4 , a piąte? - zauważyła moja spostrzegawcza sis.
- Rozalia - Ross dumnie się wyprężył. 
- Pięknie - pochwaliła mama i podeszła do nas. Pocałowała mnie w czoło i Rossa w oba policzki. Byłam zszokowana. Nastała niezręczna cisza. Przerwała ją Stormie zapraszając moją mamę na konsultowanie sernika. Obie panie wyszły, a za nimi panowie, po to aby obczaić nowy samochód taty. Zostaliśmy sami. Ja, blondyni, bruneci, Van i Rydel. 
- Ciekawe co dostanę? - pomyślał na głos Rocky.
- W dupę - mruknął Ratliff zły na Rockiego, bo ten walnął go masa cukrową we włosy. Zieloną i teraz Ell gdzie nie gdzie ma teaki nijaki odcień włosów. Wariaci.

Oczami Rossa:
Laura popadła w zadumę, Riker zajął się konwersją z Rydel i Ness, a Rocky sprzecza się z Ellingtonem. Westchnąłem i wyszedłem z domu. Szedłem sam w trampkach i białej koszulce. Dziejszy dzień zmieni wszystko. Na zawsze.


Oczami Laury;
Dzień minął szybko i nastał wieczór. Ja i dziewczyny poszłyśmy się szykować. Zabrawszy ubrania powędrowałam do toalety. Napuściłam wody do wanny i nalałam olejku z lili wodnej. Ach, co za zapach! Z ochota zrzuciłam ubrania i zanurzyłam się w wodnej kąpieli. Założyłam słuchawki na uszy i wsłuchując się w piosenkę ''Christmas Merry'' relaksowałam się zapachem i ciepłem. Po półgodzinie wyszłam, wytarłam swoje ciało i ubrałam w przygotowany od wczoraj strój 
Gotowa zaczęłam nakładać makijaż i układać sobie loki. Byłam gotowa kilka minut przed dziewiętnastą. Wyszłam z łazienki i popsikawszy się delikatnie perfumami wyszłam z pokoju. 
- Laura! - krzyknęła Rydel z dołu.
- Idę!  - ryknęłam i stanęłam na szczycie schodów. Ross stał na dole i opierał się z chłopakami o barierkę. Nagle Riker trącił brata w bok łokciem. Blondyn spojrzał w górę i zastygł w bezruchu. Otworzył usta i rozszerzył oczy. Moje policzki poczerwieniały od razu. Krokiem panny młodej zaczęłam schodzić. Gdy byłam na przed ostatnim schodku Ross podał mi rękę. Uśmiechnęłam się i wziąwszy go pod ramię wkroczyliśmy do salonu. Byli tam już wszyscy. Zamilkli na nasz widok i zmierzyli wzrokiem nasze osoby. Spuściłam wzrok. 
- Wyglądasz cudownie! - pochwaliła mnie Ness i lekko przytuliła. Mama miała łzy w oczach.
- To po mnie1 - oświadczył tata. Wszyscy zaśmialiśmy się i nastąpiło dzielenie się opłatkiem. Potem kolacja i wyjście na dwór szukać pierwszej  gwiazdki.
- Jest tam - krzyknęła Delly i wskazała na ciemne niebo. Zmrużyłam oczy. Nic nie widziała.
- Gdzie? - spytałam. Ross podszedł do mnie od tyłu. Wziął moją rękę i skierował w stronę lśniącej kropki. Było mi dobrze. Czułam zapach jego perfum. Moich ulubionych. Zaciągnęłam się tą wonią z rozkoszą. Po chwili wróciliśmy do domu.
- Prezenty! - wykrzyknął Rocky. Pani Lynch zaczęła rozdawać podarki. Dostałam od rodziców Piękną sukienkę, od Van komplet biżuterii, Rikera pamiętnik, Rockiego perfumy, Ratliffa szkatułkę, państwa Lynch ramkę z naszym wspólnym zdjęciem i pięknego aniołka, a od Delly prześliczne szpilki. Tylko od Rossa nic. Trochę mi smutno. Jednak nie. Chłopak lekko skrępowany podszedł do mnie. Gestem kazał wyjść na środek pokoju. Zrobiłam tak jak kazał. Wszyscy na nas spojrzeli. Byłam strasznie zdezorientowana. Riker wszystko nagrywał. Ross klęknął przede mną zdenerwowany.. Ujął moje dłonie w jedną rękę, a w drugiej trzymał  pudełeczko z pierścionkiem.
- Lauro Marano, jesteś dla mnie najważniejsza kobieta na świecie. Zostaniesz ze mną już na zawsze? - spytał - zostaniesz panią mojego serca? Moją żoną?
Zatkało mnie. Wszystkim zabrakło słów.
- TAK!- krzyknęłam i rzuciłam mu się na szyję. Sprawnym ruchem założył mi pierścionek. Piękny. Usłyszeliśmy głośne ''Awww!''.  Uśmiechnęłam się i pocałowałam Rossa. Przy wszystkich. W usta. Tej Wigilii raczej żadne z nas nie zapomni.


P.S. Yes!!!! Napisałam to wreszcie! Cieszycie się?
1. Wesołych Świat, zdrowia szczęścia, pomyślności i wiele radości.:*
2. Rozdział może jutro
3. Miłego dnia:***


 Majka`

poniedziałek, 23 grudnia 2013

24. A żyć możesz tyl­ko dzięki te­mu, za co mógłbyś umrzeć.

Oczami Rossa:
Świat jest piękny, kiedy na kimś ci zależy, za kogo możesz oddać życie, dla kogo oddychasz i budzisz się co rano. To miłość. Szczera i prawdziwa. Nic jej nie zabije. Jedna dusza w dwóch ciałach. Choćby był największy huragan i chciał nas rozdzielić my się nie damy. Przetrwamy wszystko. Suszę, powódź i ogień. A wiecie dlaczego? Bo będziemy razem. Dwa zakochane serca.
Moje rozmyślania przerwało lekkie muśnięcie w policzek. Otworzyłem oczy i zobaczyłem te drugie. Piękne, czekoladowe, wpatrujące się we mnie z ognikami radości. Uśmiechnąłem się. Chciałem ją pocałować, ale kurna moja odwaga leży. Jest tam gdzieś na poziomie Rockiego. Jednak długo czekać nie musiałem, alby się pozbierać. Usłyszałem bowiem kroki na schodach. Pewnie to Rydel. Porwie mi Laurę na cały dzień i nie będę jej widział aż do wieczora. Późnego i sennego. Szybko wpiłem się w  usta ( miękkie, słodkie, boskie, cudowne, idealne, nieska...DOBRA ROSS OGARNIJ SIĘ!). Gdy drzwi się otwierały oderwaliśmy się od siebie. Chyba miałem obłęd w oczach, bo to był najlepszy pocałunek świata. Oczywiście nic nie przebije tamtego na dworze. Jestem szalenie zakochany w Laurze. Jak idiota.
Rydel weszła do mojego pokoju i spojrzała na nas. Lau miała zaróżowione policzki, a ja byłem w innym świecie.
- A wam co? - spojrzała na nas zdziwiona. Laura machnęła ręką i posławszy mi tęskne spojrzenie wyszła z pokoju.


Oczami Laury:
Teraz zamiast przymierzać 10 000 sukienek na Wigilię wolałabym leżeć z Rossem i smakować jego ust.  
Delly jak tylko znalazłyśmy się w jej pokoju, wepchała mnie do łazienki, gdzie wszędzie były porozwieszane sukienki...dla ciężarnych. Tak. Ciężarnych.
Jęknęłam, a blondynka z uśmiechem podała mi pierwszą sukienkę:



Wyszłam i pokazałam się przyjaciółce.
- Za skromna - mruknęła krytycznie i podała mi następną kieckę:


  Wyszłam i okręciłam się. Ciuszek bardzo mi się spodobał, ale nie Rydel.
- Na wieszaku, była ładniejsza - mruknęła. Prychnęłam i wściekła weszłam do łazienki. Tak rozebrałam się i  zaczęłam szukać następnej sukienki. Nagle moim oczom ukazała się piękna, żółta sukienka. Była piękna. Szybko ją przymierzyłam. Idealna i całkiem, całkiem w niej wyglądam. Wyszłam z toalety i  stanęłam przed Delly. Dziewczyna zachichotała i zaklaskała w dłonie.
- Cudownie - pisnęła. Po chwili dobrała mi dodatki. Byłam gotowa. Gdy skończyłyśmy ubrałam się w wygodne spodnie i luźną bluzkę. Potem Delly rozsiadła się na swoim różowym dywanie, a ja w wygodnym fotelu.
- Czy ty i Ross..no wiesz..czy...wy..ten teges... - jąkała się blondyna. Zaśmiałam się.
- Spokojnie - powiedziałam i puściłam jej oczko. Twarz brązowookiej pojaśniała. Wiedziałam o czy marzyła. Jednak mimo to, że Ross mnie kocha to nie poprosił mnie na swoją dziewczynę. To trochę smutne, ale ma jeszcze czas. Dużo czasu. Ja będę na niego czekała. Zawsze. Dlaczego? To proste. Bo kocham go jak wariatka i zrobię wszystko alby był szczęśliwy.

Oczami Rydel:
Laura coś ukrywa. Gdy weszłam do pokoju Rossa wydarzyło się między nimi coś. Może chemia zaczyna działaś. Magia, wróżki. Eeeee uspokój się Delly! Może oni nie czuja do siebie mięty, a ty snujesz głupie domysły, bo chcesz mieć siostrę? 


Oczami Rossa;
Zszedłem do kuchni. Mama robiła ciasto na pierniki. Mniam. Uwielbia je. 
- O, Ross! Pomożesz mi - mama spojrzała na mnie uradowana. Mina mi zrzedła. Nie lubię paćkać się w cieście. Z mina męczennika zawiązałem różowy fartuszek w kucyki pony Delly i zabrałem się za wycinanie z ciasta. Szło mi całkiem sprawnie do chwili, aż nie pojawił się Ratliff. Podszedł do lodówki i wyciągnął sok pomarańczowy. Nalał sobie do szklanki i oparty o blat kuchenny spojrzał na mnie. Nagle ryknął śmiechem.
- A tobie co? - spytałem z kwaśną miną. Jednak na odpowiedz długo musiałem czekać.
- W..w..wcześ...wcześniej....nie...nie...nie zau...zau...zau...zauważy.....łem...hahahahahahahaha...na...na...na...to...bie...tobie...tegoo .....far...far...fartuszka!!! - wyskrzeczał i wyszedł chwiejnie z kuchni. Debil. Ot, jedno słowo dopasowane idealnie do Ratliffa. 
Westchnąłem i wsadziłem tace z gotowymi piernikami do piecyka. 


Oczami Laury:
Weszłam do swojej sypialni i popatrzyłam na 3 łóżeczka. Jeszcze tylko kilka miesięcy i nasze kochane aniołeczki będą z nami. Nasz Brian, Nicholas, Allan i Szymonek. No i piękna księżniczka Rozalia. Z radością pogładziłam swój brzuch.
- Mamusia was kocha - szepnęłam ze łzami w oczach.
- I tatuś też - usłyszałam. Zdziwiona odwróciłam się i zobaczyłam zawadiacko opartego o ścianę Rossa. Bez słowa podeszłam do niego. Wplotłam swoje palce w jego gęste, piękne włosy, a on objął mnie w tali. Uśmiechnęłam się i zatopiłam w jego ustach.



P.S. Hehe. Skończyłam. Brawa dla mnie! Jupi,a le koniec głupawki. Kilka ogłoszeń:
1. dzięki ElciTyc, Cherry Marno i Weronice Grześlak jest rozdział. Ta ostatnia to największa męczydusza jaką znam XD
2. I 100 lat dla mojej J.J. bo dzisiaj ma swoje urodzinki. Pamiętam jakby co :P
3. Bardzo dziękuję, ze wczoraj mój blog odwiedzono 323 razy. Normalnie siedziałam i przez conamniej 5 minut gapiłam sie w monitor. Jeszcze raz dziękuję :**


Majka`

niedziela, 22 grudnia 2013

23. Mam ser­ce wy­pełnione tobą po brzegi.

Oczami Laury:
- Lau podasz mi czerwoną bombkę? - spytała Rydel i wyciągnęła rękę w moją stronę. Podałam jej przedmiot i sama zawiesiłam śliczną gwiazdkę. 
Tak, stroimy choinkę. Jest niedziela i wokół tyle zamieszania. Pani Lynch piecze z Rikerem jakieś pyszności ( taaa, Rik potrafi świetnie gotować), Rocky i Ross stroją dom na zewnątrz, a pan Mark z Ellingtonem dom w środku. Wszystko jest takie piękne i radośnie. Mój brzuch jest już dosyć widoczny, co strasznie mnie denerwuje. Nie mieszczę się w moje ukochane sukienki i jeansy! Normalnie koszmar! 
Westchnęłam z radości i zakończyłyśmy strojenie choinki wspólnie z Delly 'wsadzając' gwiazdę na czubek. Drzewko prezentowało się cudownie:
Rydel zaklaskała w ręce i usłyszeliśmy huk. Dźwięk dobiegał z zewnątrz. Popatrzyłyśmy po sobie przerażone i wybiegłyśmy na dwór. Była tam już pani Stormie i Riker. Otóż na miękkiej trawie  leżał Ross. Rocky stał osłupiały koło drabiny i trzymał w ręku młotek. 
- Co się stało? - krzyknęłam. Ross jęknął.
- Biedak spadł z drabiny, bo się poślizgnął - wyjaśnił Rocky. Podeszłam do leżącego blondyna i uklękłam obok chłopaka. Pogłaskałam go po głowie.
- Coś cię boli? - zapytałam zaniepokojona. Pani Lynch podeszła do nas. Ross pokiwał lekko głową.
- A co słoneczko? - spytała kobieta. Chłopak podniósł z trudem rękę i pokazał na swój policzek. Nic tam nie było.
- Buzi i nic nie będzie - wydukał. Stormie ryknęła śmiechem, a mi spadł kamień z serca. Szybko cmoknęłam policzek blondynka, a on od razu się poderwał z zielonej pościeli i mi pomógł wstać. Cwaniak! Zachichotałam i wszyscy wróciliśmy do domu. Było tam bardzo cieplutko i przytulnie. Już się nie mogę doczekać Wigilii i spotkania z najbliższymi. 
Jedynie co zostało nam do roboty to pieczenie pierniczków i czekanie. Tak dłuuugie czekanie. Rocky i Ellington to chyba jajka zniosą!

Oczami Rossa:
- Lau idziemy na spacer?! - ryknąłem rozwalony w salonie na kanapie. Dziewczyna weszła do pomieszczenia i z kwaśną miną zmierzyła mnie wzrokiem.
- Jest ciemno - powiedziała i wskazała za obraz okienny. Wzruszyłem ramionami.
- To co! Będzie fajnie. Ubieraj się - poleciłem i poszedłem do siebie do pokoju i ubrałem lekką kurtkę, trampki i zabrałem trochę pieniędzy. Tak na wszelki wypadek. Kiedy zszedłem Laura stała ubrana w nowy, ciążowy płaszczyk, a na nogach miała ładne buty na niewysokim obcasie. Lekarka powiedziała, aby teraz nie nosiła szpilek.
- Chodźmy - uśmiechnąłem się i pociągnąłem brunetkę na zewnątrz. Szliśmy wolno, alejkami. Laura trzymała mnie pod ramię i przytulała jednocześnie. Nie powiem, ze nie było mi przyjemnie. Było, i to bardzo. Gdyby ktoś nas teraz zobaczył na pewno wziąłby nas za 'zakochańców'. Ja wiem co czuję do Laury, ale nie wiem co ona czuje do mnie. Czasami mam wrażenie,z e jej na mnie zależy, a czasami odnoszę uczucie że jestem jej obojętny i mieszka z nami tylko ze względu na dzieci. Ta niepewność potrafi dobić człowieka.
Ciepły wiatr potarł się o nas i pofrunął ponad nasze głowy. Lau spojrzała w niebo.
- Zawsze poszukuję najjaśniejszej gwiazdy - wyznała. Poszedłem za jej przykładem i odnalazłem tą najpięknieszą.
- Nazwałam ją 'Ross' - zarumieniła się i spojrzała mi w oczy. Ja pochyliłem się. Dzieliły nas trzy centymetry.
- Dlaczego? - szepnąłem.
- Bo ją kocham - odparła. Teraz już wiedziałem.
- Też cię kocham - nie czekając na jej reakcję wpiłem się w jej usta. Były takie same jak ostatnim razem. Miękkie, słodki i czyste. Nieskażone żadnymi innymi. Dziewczyna zawachała się, ale po chwili jej ręce znalazły się na mojej szyi, a palce wplotły w moje włosy. Objąłem ją w tali i mocniej przytuliłem. Oddała pocałunek. Było jak w bajce. Ona - księżniczka -, ja - książę - i gwiazda - dobra czarodziejka-. 

Oczami Laury:
Zrobiłam to! Powiedziałam mu co do niego czuję, a najlepsze, że i ona mnie kocha. Coś jakby we mnie rozkwitło. Niewidzialny, najpięknieszy kwiat i rósł z każdą chwilą. Całowaliśmy się, a potem przytuliliśmy na długo. Staliśmy na środku oświetlonej alejki przez lampki. Jestem szczęśliwa i wiem, że mam koło siebie kochającą mnie osobę. Jest ona moim przyjacielem, ojcem moich dzieci i najpięknieszym prezentem jaki dostałam. To dzięki niemu wiem co znaczy miłość. On pokaże mi jak jest kocham bezgranicznie i pozwolił i wierzyć w niemożliwe. Że miłość rodzi się z przyjaźni.




P.S. Ten oto rozdział jest moim ulubionym. Moim zdaniem wyszedł dobrze, chociaż krótki. Jest Raura i miłość na święta. Taka niespodzianka.
A teraz ogłoszenia:
1. 100 lat dla Wilczek Kasi Klustru z okazji urodzin. Wiem,z e były wczoraj ale jakoś zapomniałam. Więc jeszcze raz 100 lat i spełnienia marze.
2. Dziękuję Cherry Różowej i ElciTyc za milutkie komentarze.
3. Pozdrawiam ~Pyśka~
4. Dzięki Weronice Grześlak jest ten rozdział.:*
To tyle i miłego wieczoru.



Majka`

sobota, 21 grudnia 2013

O mnie:)

Chcę abyście mnie znali, nie tylko z wyglądu, ale też z charakteru. Opiszę trochę siebie i swoje zwyczaje itp.
- Mam 14 lat
- Mieszkam w ogromnym domciu jednorodzinnym
- Mam rodzeństwo w różnym wieku
- Uwielbiam spaghetti, naleśniki, lody i żelki
- Mój ulubiony kolor to niebieski i żółty
- Mam pasa Tolericę
- Często oglądam Jęźdzcy smoków, Alvin i wiewiórki, Harry Potter, Sagę Zmierzch i inne tego typu :)
- Na drugie mam Julia
- Lubie przebywać na dworzu, wspinać się na drzewa, chodzić na przechadzki, nocować pod namiotem, ganiać w letniej sukience po łąkach, jeździć na deskorolce, rowerze, rolkach
- Uwielbiam grać w przedstawieniach
- Lubię modę ślubną
- Planuję już ślub Scotta
- Chcę jechać do Paryża i Włoch
- Lubię horrory w środku nocy, szczególnie jak jest burza :)
- Nienawidzę zupy owocowej i grochówki
- Mam uczulenie na pyłki
- Loffam święta i ubieranie choinki
- Nigdy nie rozstaję się z błyszczykiem, telefonem, słuchawkami
- Noszę soczewki
- Uwielbiam sukienki, ale na co dzień chodzę w spodniach i trampkach
- Nienawidzę matematyki i chemii
- Uwielbiam jeżyk polski, biologię i historię
- Moim ulubionym zwierzakiem jest pies i koń
- Mój chrzestny obiecał mi konia na 18- te urodziny
- Lubię chodzić do kina, teatru, na wypady z przyjaciółmi
- Jestem urodzoną optymistką
- Nie znoszę brudnych, śmierdzących, niechlujnych i wścibskich ludzi
- W przyszłości zostanę dziennikarką albo modelką
- Uwielbiam malować paznokcie i je zdobić
- Jak będę miała dobre świadectwo rodzice pozwolą mi się uczyć gry na pianinie.
- Boję się szczurów i pająków
- Mam jeszcze dwa króliki. Nazywają się one: Fluff i Carrot;)


To chyba tyle. Jak macie jakieś pytania piszcie je w komciach, a ja odpowiem :)
  
Majka`