W drodze na lotnisko milczeliśmy. Żadne z nas nie miało nic do powiedzenia. Ja cały czas myślałem o tym jak moje życie zmieni sie po wyjeździe Laury. To nie będzie to samo miasto, te same ulubione miejsca. Wszystko się zmieni. Już zmieniło.
Sam nie wiem kiedy znaleźliśmy się na lotnisku. Moim oczom ukazał się tłum paparazzich i ludzi. Z trudem dojrzałem Laurę w towarzystwie Caluma i Raini. Kiedy wysiedliśmy wszyscy na nas spojrzeli:
Rocky podał mi bukiet ulubionych kwiatów Laury - kalii. Wziąłem głęboki wdech i ruszyłem w stronę brunetki. Ludzie sami torowali mi drogę i patrzyli z uśmiechem. Gdy doszedłem do Laury ta tylko uśmiechnęła się i rzuciła mi się na szyję. Rzuciłem kwiatami, która z trudem je złapała. Brunetka ślicznie pachniała. Siłą woli ja puściłem. Uśmiechnęła się widząc jak Raini wącha kalie. Ja również na nią spojrzałem. Gdy dostrzegłem jej łańcuszek przypomniałem sobie o prezencie dla Laury. Wyjąłem z kieszeni pudełeczko i wręczyłem oniemiałej przyjaciółce. Otworzyła je i uśmiechnęła. Delikatnie wyjęła wisiorek.
- Jest śliczny - powiedziała. Przy mojej pomocy serduszko zawisło na szyi dziewczyny. ''Awwww'' westchnął tłum. Laura zaczerwieniła się i po raz ostatni mnie przytuliła.
- Musimy już iść Laura - tata brunetki objął ją ramieniem. Kiedy brunetka była w wejściu odwróciła się i nam pomachała. Nie mogąc dłużej tego znieść wsiadłem do auta Rikera.
Oczami Laury:
Kidy zajęłam miejsce od razu wyjrzałam przez okno. Widziałam jak Ross wsiada do samochodu. Jego rodzeństwo cały czas stało i patrzyło na samolot. Mama pogłaskała mnie po ramieniu.
- To tak boli - wyszeptałam wtulając się w nią.
- Wiem skarbie, wiem - odparła. Sama nie wiem kiedy zasnęłam.
Mój sen był bardzo dziwny. Biegłam. Sama nie wiem dlaczego, przecież nikt mnie nie gonił. Nagle zorientowałam się, ze stoję na wysokiej skale. Podeszłam do krawędzi. Pode mną rozciągała się przerażająca ciemność. Zaczęłam iść tyłem. Nagle upadłam. Usłyszałam trzask i swój krzyk. Zwietrzały kawałek skały oderwał się od reszty i razem ze mną leciała w dół. Obudziłam się w ciemności tak gęstej jak smoła. W pewnej chwili usłyszałam kroki. Z cienia rzucanego przez wysokie skały wyszedł chłopak. W blasku księżyca jego włosy miały metaliczny odcień, ale te oczy. Były takie znajome. Chłopak podszedł do mnie i uklęknął. Dopiero wtedy go poznałam. To był mój Ross! Bez słowa wziął mnie na ręce i zaczął iść.
W pewnej chwili ktoś zaczął mną potrząsać. Rozleniwiona otworzyłam oczy i zobaczyłam mamę.
- Czas wstawać kochanie - uśmiechnęła się i podała mi kubek kakao oraz rogalik z czekoladą. W pośpiechu zjadłam i wypiłam. Oddałam kubek stewardessie i zapięłam pasy na polecenie pilota. Kiedy wysiedliśmy z maszyny zobaczyłam tłum reporterów. Westchnęłam i jakimś cudem przeszłam niezauważona. Usiadłam w poczekalni na plastikowym krześle. Rodzice gadali z paparazzimi. Zaczęłam sie bawić telefonem. Weszłam w kontakty. Co z tego, że mam 400 numerów. Ten jeden był najważniejszy. Postanowiłam zadzwonić. Przyłożyłam telefon do ucha:
Chłopak odebrał po dwóch sygnałach.
- Laura? - spytał zdziwiony.
- Tak to ja - odparłam - właśnie doleciałam
- O..to..to fajnie - jego głos się łamał. Wiedziałam, ze nie to chciał usłyszeć. Nastała chwila milczenia.
- Tęsknię - wydusiłam w końcu. Odpowiedziało mi milczenie.
- Ja też tęsknię, ja też - odparł. Po chwili rozłączyłam się. Emocję wzięły górą. Kiedy chowałam telefon przyszli rodzice. Razem wsiedliśmy do limuzyny. W niej mieliśmy pojechać do nowego domu.
Sama nie wiem kiedy popadłam w zadumę. Myślałam o jednej niż nocy. Wiem, ze nie jestem już dziewicą. Straciłam cnotę z moim najlepszym przyjacielem.
Z zamyślenia wyrwało mnie delikatne potrząsanie. Ocknęłam się. Tata chichotał cicho.
- Jesteśmy - powiedziałam mama i otworzyła drzwi. Wysiedliśmy. Moim oczom ukazał się śliczny, jednorodzinny dom. Zafascynowana zapomniałam o bólu w sercu i zaczęłam podziwiać budynek. Weszliśmy do środka. Od razu popędziłam do swojego pokoju. Znajdował się na pierwszym piętrze, na końcu korytarza. Otworzyłam piękne, ciemne drzwi. W jednej sekundzie znalazłam się w cudownej sypialni. Wszystko było już urządzone. Nawet ubrania miałam w szafie. Na podłodze stała tylko jeden karton. Zawierał moje najbardziej sentymentalne rzeczy. Wyjęłam ulubione książki i inne pierdołki. Nagle na samym dnie zauważyłam kolarz zdjęć. Łzy spłynęły mi po policzkach. Taki sam kolarz ma Ross:
Westchnęłam i powiesiłam go nad łóżkiem. Kiedy skończyłam ''urządzać'' pokój zauważyłam następne drzwi. Otworzyłam je i znalazłam się w osobistej łazience. Szczęśliwa zaczęłam oglądać kosmetyki i przybory do mycia. Kiedy wróciłam do sypialni wyciągnęłam z szafy piżamę. Kiedy wybrałam ciuchy poszłam się zrelaksować w wannie. Nalałam wody i wślizgnęłam się do niej. Zapach róż otulił mnie z zewnątrz. Zupełnie zapomniałam o troskach. Zrelaksowana ubrałam się i postanowiłam coś zjeść. Zeszłam do kuchni. Na blacie leżała mała karteczka.
''Córeczko! Razem z tatą pojechaliśmy do cioci Dorominy. Pomyśleliśmy, że chcesz pobyć sama. Wrócimy późno w nocy, albo jutro rano. Jedzenie masz w lodówce. Mama:*''
Wyrzuciłam kartkę i zajrzałam do lodówki. Była po brzegi zapełniona. W zamrażalce znalazłam pizzę z pepperoni. Włączyłam piekarnik i wstawiłam pizzę. Do szklanki nalałam coli. Kiedy pizza była gotowa szybko zjadłam i wypiłam. Najedzona umyłam zęby i położyłam się spać.
Oczami Ross'a:
Obudziłem się rano strasznie zmęczony. Od razu zszedłem do kuchni. Wszyscy już tam byli. Kiedy wszedłem rodzina spojrzała na mnie zaciekawiona. Mama robiła naleśniki z bitą śmietaną i truskawkami. Nalałem sobie szklankę soku pomarańczowego. Oparłem się o blat i zapatrzyłem na okno. Z zamyślenia wyrwał mnie głos mamy.
- Siadaj kochanie, już ci podaję - powiedziała ciepło. Z hukiem postawiłem szklankę na stole.
- Nie chcę jeść! - wrzasnąłem. Po czym wybiegłem do swojego pokoju. Od razu poszedłem do swojego pokoju. Wykąpałem się i ubrałem w ciemne jeansy, szarą koszulkę w zielone paski i ciemno-zielone trampki. Całość dopełniał nieśmiertelnik i kilka gumowych bransoletek w różnych kolorach. Uczesałem włosy i wyszedłem z domu. Będąc przy samochodzie z domu wybiegł Rocky.
- A ty gdzie? - ryknął.
- Do studia - odparłem i pojechałem prosto na plan. Kiedy wszedłem do budynku zapanowało milczenie.
- Jak się trzymasz? - spytał Calum podchodząc do mnie.
- Jest okey - skłamałem. Po chwili odezwała sie garderobiana, żebym poszedł sie przebrać. Spełniłem polecenie. W tym odcinku, Ally uciekła zostawiając tylko list. Kiedy Austin go znalazł musiał uronić kilka łez. Przyszło mi to bez trudu. Kiedy skończyliśmy podszedł do mnie Kevin.
- Ross wiem jak przeżywasz wyjazd Laury, ale za kilka dni przyjdzie nowa dziewczyna na jej miejsce. Przykro mi - oznajmił po czym poklepał mnie po ramieniu. Ma rację. Będzie trudno, ale się nie poddam.
P.S. Po długim czasie rozdział 4 jest gotowy.:) Napisałam go z trudem, ale jest.
Majka`