Oczami Laury:
Jest już poniedziałek. W czwartek będę obchodziła 18 lat. Będę dorosła.To już duża odpowiedzialność. W dodatku zostanę mamą. Już nie raz śniłam o ślicznej dziewczynce bawiącej się na zielonej trawie w towarzystwie wielkiego różowego kucyka z pluszu. Była piękna. Długie blond loki spływały jej do pasa, wielkie brązowe oczy urzekały pięknem, delikatna skóra była koloru mleczno-białego, a usteczka wąskie koloru czerwonego. Była drobna i delikatna. Po prostu idealna.
Z westchnieniem usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na szafie. Bardzo bałam się następnych miesięcy. Musiałam zaopatrzyć się w nowe, szerokie, ciążowe ubrania i powiedzieć światu ''jestem w ciąży!''. Bałam się jak cholera. Wiedziała o tym tylko Rydel, Vanessa i pani Lynch z którą bardzo często rozmawiałam, co doprowadzało Rossa do szewskiej pasji. Ze Stormie bardzo dobrze się rozumiałyśmy. Opowiadała mi o swoich przeżyciach z chłopakami i Delly. Nie do wiatry co oni wyprawiali! Podobno kiedyś Rocky wszedł do kanalizacji i siedział tak kilka godzin! Wiem. Straszne. Ale to właśnie ona najbardziej mnie wspiera. Nie moja mama czy Van. Ale matka ojca mojego dziecka. Wczoraj przyszła paczka od Lynchów. W wielkim pudełku z kłapouchym była czapeczka, śpioszki i kilka pluszaków dla dziecka, a także maleńki smoczek. Łzy napłynęły mi do oczu i klęcząc przed pudłem ryczałam jak idiotka.
Razem z Rossem uradziliśmy, że dziecko będzie się nazywać Rozalie Olga Lynch, a chłopiec Brian Allan Lynch. Tak, razem z blondynem postanowiliśmy, ze dzidziuś przyjmie nazwisko ojca. Tak będzie lepiej.
Oczami Rossa:
Rano od razu popędziłem na plan. Był tam tylko Kevin i jeden z kamerzystów.
- O, Ross co tak wcześnie? - zagadał zdziwiony mężczyzna. Wzruszyłem ramionami.
- A jakoś tak - odparłem i poszedłem do swojej garderoby. Rozsiadłem się z orzeszkami na kanapie i bawiłem się telefonem, aż do chwili gdy ktoś delikatnie zapukał do drzwi.
- Proszę - krzyknąłem z pełnymi ustami. Do pomieszczenia weszła Sharon ubrana w najkrótszą sukienkę świata. Idealnie opinała jej zgrabne ciało, ale nie dziewczyna wyglądała w niej za grubo. Bardziej pasowała by ta kiecka Delly.
- Cześć - przywitałem się. Ruda uśmiechnęła się tylko.
- Co tam? - spytałem.
- A niiiiic - powiedziała słodko - mam do ciebie taką sprawę Ross.
- Jaką? - spytałem - chcesz orzeszka?
- Nie, nie! - zaprzeczyła - chcę cię orosić o numer do Laury.
- A po co ci numer do Laury? - uniosłem zdziwiony brwi do góry. Dziewczyna zmieszała się.
- Chcę z nią poplotkować - odparła. Pokiwałem głową i na maleńkiej karteczce napisałem numer brunetki. Sharon podziękowała i szybko się ulotniła.
Oczami Laury:
Po południu siedząc przed telewizorem i opychając się chipsami cebulowymi zaczął dzwonić mój telefon. Numer był zastrzeżony. Może ktoś z Lynchów robi sobie jaja. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam urządzenie do ucha.
- Halo? - spytałam.
- Odwal się od Rossa. On jest tylko mój - usłyszałam złowrogi, damski głos. Odebrało m i mowę.
- Kim jesteś?!
- Nie ważne.
- Powiedz!
- Zostaw go w spokoju, bo komuś ważnemu dla cienie coś się stanie! - zagroziła kobieta i się rozłączyła. Wszystko legło w gruzach. Niebo rozszarpane na miliony kawałków zaczęło płakać, słońce przestraszone burzą schowało się w najciemniejszy kąt i wszystko poszarzało. Dlaczego zawsze ja!?
P.S. Witam kochani. Ten rozdział dedykuję J.J. Mam nadzieję, że rozdział się podoba mimo, że jest krótki. Następny będzie na pewno dłuższy i ciekawszy.:) Pozdrawiam.:*
Majka`
Jest już poniedziałek. W czwartek będę obchodziła 18 lat. Będę dorosła.To już duża odpowiedzialność. W dodatku zostanę mamą. Już nie raz śniłam o ślicznej dziewczynce bawiącej się na zielonej trawie w towarzystwie wielkiego różowego kucyka z pluszu. Była piękna. Długie blond loki spływały jej do pasa, wielkie brązowe oczy urzekały pięknem, delikatna skóra była koloru mleczno-białego, a usteczka wąskie koloru czerwonego. Była drobna i delikatna. Po prostu idealna.
Z westchnieniem usiadłam na łóżku i rozejrzałam się po pokoju. Mój wzrok zatrzymał się na szafie. Bardzo bałam się następnych miesięcy. Musiałam zaopatrzyć się w nowe, szerokie, ciążowe ubrania i powiedzieć światu ''jestem w ciąży!''. Bałam się jak cholera. Wiedziała o tym tylko Rydel, Vanessa i pani Lynch z którą bardzo często rozmawiałam, co doprowadzało Rossa do szewskiej pasji. Ze Stormie bardzo dobrze się rozumiałyśmy. Opowiadała mi o swoich przeżyciach z chłopakami i Delly. Nie do wiatry co oni wyprawiali! Podobno kiedyś Rocky wszedł do kanalizacji i siedział tak kilka godzin! Wiem. Straszne. Ale to właśnie ona najbardziej mnie wspiera. Nie moja mama czy Van. Ale matka ojca mojego dziecka. Wczoraj przyszła paczka od Lynchów. W wielkim pudełku z kłapouchym była czapeczka, śpioszki i kilka pluszaków dla dziecka, a także maleńki smoczek. Łzy napłynęły mi do oczu i klęcząc przed pudłem ryczałam jak idiotka.
Razem z Rossem uradziliśmy, że dziecko będzie się nazywać Rozalie Olga Lynch, a chłopiec Brian Allan Lynch. Tak, razem z blondynem postanowiliśmy, ze dzidziuś przyjmie nazwisko ojca. Tak będzie lepiej.
Oczami Rossa:
Rano od razu popędziłem na plan. Był tam tylko Kevin i jeden z kamerzystów.
- O, Ross co tak wcześnie? - zagadał zdziwiony mężczyzna. Wzruszyłem ramionami.
- A jakoś tak - odparłem i poszedłem do swojej garderoby. Rozsiadłem się z orzeszkami na kanapie i bawiłem się telefonem, aż do chwili gdy ktoś delikatnie zapukał do drzwi.
- Proszę - krzyknąłem z pełnymi ustami. Do pomieszczenia weszła Sharon ubrana w najkrótszą sukienkę świata. Idealnie opinała jej zgrabne ciało, ale nie dziewczyna wyglądała w niej za grubo. Bardziej pasowała by ta kiecka Delly.
- Cześć - przywitałem się. Ruda uśmiechnęła się tylko.
- Co tam? - spytałem.
- A niiiiic - powiedziała słodko - mam do ciebie taką sprawę Ross.
- Jaką? - spytałem - chcesz orzeszka?
- Nie, nie! - zaprzeczyła - chcę cię orosić o numer do Laury.
- A po co ci numer do Laury? - uniosłem zdziwiony brwi do góry. Dziewczyna zmieszała się.
- Chcę z nią poplotkować - odparła. Pokiwałem głową i na maleńkiej karteczce napisałem numer brunetki. Sharon podziękowała i szybko się ulotniła.
Oczami Laury:
Po południu siedząc przed telewizorem i opychając się chipsami cebulowymi zaczął dzwonić mój telefon. Numer był zastrzeżony. Może ktoś z Lynchów robi sobie jaja. Nacisnęłam zieloną słuchawkę i przycisnęłam urządzenie do ucha.
- Halo? - spytałam.
- Odwal się od Rossa. On jest tylko mój - usłyszałam złowrogi, damski głos. Odebrało m i mowę.
- Kim jesteś?!
- Nie ważne.
- Powiedz!
- Zostaw go w spokoju, bo komuś ważnemu dla cienie coś się stanie! - zagroziła kobieta i się rozłączyła. Wszystko legło w gruzach. Niebo rozszarpane na miliony kawałków zaczęło płakać, słońce przestraszone burzą schowało się w najciemniejszy kąt i wszystko poszarzało. Dlaczego zawsze ja!?
P.S. Witam kochani. Ten rozdział dedykuję J.J. Mam nadzieję, że rozdział się podoba mimo, że jest krótki. Następny będzie na pewno dłuższy i ciekawszy.:) Pozdrawiam.:*
Majka`
No pewnie że się podoba. piszesz zarabiscie. dzięki za dedykacje:* <3 J.J
OdpowiedzUsuńRozdział zajebisty,nie mogę się doczekać nexta.Ta Shanon jest głupia
OdpowiedzUsuńSuper.<3 biedna laura :(
OdpowiedzUsuńŚwietnie piszesz. ja chcę next :) ciekawe co sharon planuje... ⸮¿? kaśka
OdpowiedzUsuńTy mnie po prostu z nóg zwalasz! :D piszesz cuudownie aż ciarki przechodzą po ciele w czasie czytania. super :)
OdpowiedzUsuńMam do cb takie pytanko: czy zrobisz kiedyś RURĘ?!!!! kamila:*
OdpowiedzUsuńZrobię <3
Usuń