Oczami Rossa:
- Weź ten! - wrzasnął zniecierpliwiony Ratliff do Rockiego, który stał jak słup i gapił się na dwa piękne wisiorki. Otóż mój braciszek kupował właśnie prezent gwiazdkowy dla Raini. Tak dla mojej hiszpańskiej przyjaciółki. Coś mi się widzi, ze oni czują do siebie mięte. Pewnie myślicie sobie ''że co?!''. Otóż tak. Nie, Calum nigdy nie będzie z Raini, za bardzo się od siebie różnią. Rudzielec ma już dziewczynę. Jest nią.... jego menadżerka Bella. Taaak. Jest ona naprawdę fajna. I młodsza o rok. Ale jaka! Nogi, pupa, piersi! Cud malina. A Bella straciła głowę dla swojego ''misiaczka''. Fuuuj. Nawet Riker sobie ułożył życie. Jest z jakąś tak Emily. Poznał ją dwa dni temu na spacerze. I bum!!! Miłość od pierwszego wejrzenia, a Rydel i Ellington są szczęśliwi od około 30 minut. Porąbane, nie?
- Biorę ten - Rocky wskazał na ładny pierścionek dla Raini.
- Na pewno się jej spodoba - powiedziałem i wyszedłem ze sklepu. Mimo, że w innych kraiach jest śnieg, to u nas w Miami grzeje słońce, a ludzie chodzą w krótkich spodenkach i japonkach. Westchnąłem cicho i w oddali zobaczyłem burzę rudych włosów. Sharon! Przeszłem przez ulicę i stanąłem dziewczynie na drodze.
- Cześć -uśmiechnąłem się.
- Hej - odparła. Serial został przerwany na czas 3 miesięcy. Prawdopodobnie wogule zostanie zdjęty z anteny. Nikt tego nie chce oglądać. No moze oprócz mich fanek. Wiem, jestem boski, a one mnie kochają!
- Co tu robisz? - spytałem i usiedliśmy na małej ławce. Dziewczyna skierowała twarz w stronę słońca.
- Przyszłam na zakupy i chcę znaleźć prezent idealny dla chłopaka - odparła. Przyjrzałem się jej uważnie. Nie wspominała nic o żadnym chłopaku.
- Masz kogoś? - spytałem zaciekawiony.
- Może - mruknęła tajemniczo i wstała - ktoś cię woła - pokazała ruchem głowy w stronę moich braci i Ella. Westchnęłam głęboko.
- Okey. Do zobaczenia - powiedziałem, a dziewczyna cmoknęła mnie w policzek.
- Pa. Ross - uśmiechnęła się i odeszła. Wow. Tylko Laura tak powiedziała do mnie. I to raz. Był wtedy sylwester 2010 roku. Staliśmy na balkonie u Rikera.
- Wesołego nowego roku Rossy - powiedziała i dała mi buziaka w policzek, a potem tak po prostu odeszła. A ja stałem jak głupi marznąć. Wtedy uświadomiłem sobie, że Laura bardzo dużo dla mnie znaczy.
- Tak - szepnąłem - za duzo!
Ja ją kocham. Kocham ją i nigdy nie przestanę. Na zawsze w moim sercu tylko ona, ale czy Laura czuje to samo? W końcu będziemy mieć dzieci. Czym prędzej dopadłem braci.
- Wracamy do sklepu! - krzyknąłem i wszedłem do środka nie czekając na resztę. Po chwili chłopacy dołączyli do mnie. Patrzyli lekko zdziwieni.
- Będziesz kupował coś tej lasce z która gadałeś? - spytał Riker.
- Zobaczycie - mruknąłem z lekkim uśmiechem. Sprzedawczyni patrzyła na nas z wypiekami na twarzy.
- Czym mogę służyć panowie? - spytała słodko.
- Chciałbym pierścionek zaręczynowy - powiedziałem. Dziewczyna na oko 25 latka ze skwaszoną minę podała mi tackę pierścionków. Przyglądałem się im z zawziętością. Nic nie przypadło mi do gustu. Musi to być coś wyjątkowego. Jak Laura. Nagle mój wzrok powędrował w stronę oszklonej gablotki, gdzie na miękkiej, jedwabnej poduszeczce leżał piękny pierścionek.
- Ten chcę - powiedziałem stanowczo. Ekspedientka zamrugała oczyma oniemiała.
- On kosztuje 100 000€ - wydukała. Prychnąłem i podałem jej moją złotą kartę. Jęknęła i ostrożnie wyjęła pierścionek. Pobrała pieniądze, oddała mi złoty kartonik, a pierścionek włożyła do ślicznego pudełeczka. Zadowolony opuściłem sklep jubilerski. Bracia wyszli za mną wstrząśnięci.
- Kupiłeś pierścionek, na który inni by musieli zbierać całe lata, a ty kupujesz go ot tak! - wydusił Rocky, którego prezent kosztował tylko 200€. Wzruszyłem ramionami i wsiadłem do naszej limuzyny. Po chwili chłopcy siedzieli obok.
- Gdzie teraz? - spytał Ellington.
- Jedziemy kupić jakieś ozdoby na dwór - powiedział zbolałym głosem Riker.
Oczami Laury:
Właśnie wyjmowałam moją ukochaną, piękną sukienkę z szafy, gdy coś spadło na podłogę. Zdziwiona ukucnęłam i podniosłam naszyjnik od blondyna.
- To już.. trzy miesiące - uśmiechnęłam się szeroko. Mój brzuch był tego przykładem. Zaokrąglił się lekko i nie mieściłam się w swoje jeansy! Koszmar. Mam tez umówiona wizytę u ginekologa...zaraz kiedy to? Podeszłam do szafki z kalendarzem!
- O nie! - wydarłam się. To dzisiaj. Szybko zawiesiłam naszyjnik na szyję i zbiegłam do salonu, gdzie Delly żarła kulki serowe. Mam pocieszenie, nie tylko ja będę gruba.
- Dzisiaj mam wizytę u ginekologa! - krzyknęłam. Blondyna spojrzała na mnie przesraszona.
- Dziś? - wytrzeszczyła gały. Kiwnęłam głową.
- Pójdziemy razem? - spytałam. Rydel podeszła do mnie nieśmiało.
- A Ross? - szepnęła. Wtedy drzwi trzasnęły a w progu pojawili się chłopcy. Przywitali się i weszli do salonu. Ross miał dziwną minę. Chyba tego nie słyszał... Lekko skrępowana podeszłam do niego i położyłam swoje ręce na ego ramionach. Patrzyłam mu w oczy. Był zdziwiony.
- Chcesz zobaczyć dzieci? - zapytałam nieśmiało tak jak Rydel mnie. Chłopak uchylił usta w słodkim uśmiechu.
- Jeżeli ty tego chcesz - powiedział.
- Zawsze - odparłam i go przytuliłam. Usłyszeliśmy głośne ''awwww!''. Odsunęłam się od chłopaka i oboje spojrzeliśmy na Lynchów jedzących chrupki i patrzących na nas. Zaśmiałam się i razem z Rossem ruszyliśmy do mojej sypialni.
- Przebierz się - powiedziałam. Blondyn jęknął, ale posłusznie wyszedł. Sama wybrałam z szafy fajny komplet. Gotowa otworzyłam serduszko od Ross i uśmiechnęłam się sama do siebie. Tęsknię za tamtymi chwilami.
- Jedziemy? - spytał Ross wchodząc do pokoju. Kiwnęłam głową. Złapałam torebkę i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze przedmioty. Gotowi wsiedliśmy do Astona Ross.
- A gdzie to jest? - spytał przejęty.
- Na Black Mello - odparłam. Na miejsce dojechaliśmy w ciszy. Spięta wysiadłam z auta i złapałam dłoń Rossa. Spojrzał na nasze splecione ręce i pocałował mnie w czoło.
- Zawsze będę z tobą - obiecał. Westchnęłam i weszliśmy. Akurat była nasza kolej.
- Wejść z tobą? - spytał chłopak.
- Obiecałeś, ze zawsze będziesz - powiedziałam, a on się zaśmiał. Zapukaliśmy do gabinetu i wyszliśmy. Ja położyłam się na fotelu, a Ross ustał obok. Ciągle trzymał mnie za rękę. Pani ginekolog otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Prosimy o dyskrecję - powiedział blondyn. Kobieta pokiwała głową bez słowa.
- Który miesiąc? - spytała smarując mi brzuch czymś śliskim i lepkim.
- Trzeci - powiedzieliśmy z Rossem chórem.
- Więc wiesz? - spojrzałam na niego czule. Prychnął.
- No pewnie - odparł i posłał mi oczko. Po chwili lekarka zaczęła jeździć mi po skórze jakimś czymś. Nagle na twarzy Ross pojawił się uśmiech pełen radości. Oczy mu się zalśniły i uklęknął obok mnie. Pani ginekolog przekręciła w moją stronę monitor i zobaczyłam zarysy maleńkich jak piąstki ciałek.
- Chcą państwo znać płci dzieci? - spytała. Spojrzałam na Rossa.
- Tak - powiedzieliśmy,y zgodnie i zachochitaliśmy.
- Popatrzymy - mamrotała kobieta - będzie ich piątka to pewne, a wieć widzę tutaj z trudem czterech chłopców iiiii jedną dziewczynkę!
Wytrzeszczyłam oczy. Blondyn huknął na podłogę.
- O matko! - jęknęłam. Za jakie grzechy tyle chłopaków! Jak ja mam dosyć czasami jednego. I to w dodatku ich ojca!
- Cieszmy się,z e będzie jedna dziewczynka - wydusił chłopak i podniósł się. Lekarka podała mi papier do wytarcia się i wydrukowała kilka zdjęć. Przypięła do jakichś kartek i wręczyła Lynchowi.
- Ile płacimy? - spytał. Kobieta podała cenę 45€. Blondynek zapłacił i pożegnawszy się wyszliśmy. Bez słowa dojechaliśmy do domu. Usiedliśmy na kanapie, a zaraz zleciała się cała rodzina z Raini i Calumem.
- I co, i co? - pani Stormie o mało nie wyszła z siebie i nie stanęła obok. Ross złapał mnie za rękę i przełknął ślinę.
- Będę miał czterech piosenkarzy i jedną królewnę - wydusił z trudem. Wszystkim szczęki opadły.
- Jeszcze jedna czwórka chłopców - mruknęła Stormie i zaczęła nam gratulować. Reszta porwała nas w ramiona. Z udawaną radością przyjmowałam gratulacje. Ross też niem miał zbyt radosnej miny. Kiedy mogliśmy odetchnął, poszliśmy do pokoju blondyna. Położyliśmy się na łóżku i milczeliśmy chwilę.
- To imiona jakie damy? - spytałam. Ross spojrzał w sufit.
- Może Allan, Szymon, Brian i Nicholas? - zaproponował. Dobrze, ze nie powiedział tego durnego imienia Alvin
- Super - uśmiechnęłam się - a na drugie?
- Teraz ty wymyślasz - powiedział. Zagryzłam dolną wargę i popatrzyłam na zdjęcie Lynchów stojące na biurku chłopaka.
- Allan Riker, Szymon Rocky, Brian Ellington, a Nicholas Mark. Zgoda? - spytałam. Blondyn bez słowa przytulił mnie do siebie i pocałował we włosy.
- Kocham cię - szepnął, a na moje serce polał się miód. To na te słowa tyle czekałam. Ich szukałam od mojego wyjazdu z Miami. Na nie wylałam jezioro łez. To te dwa proste w powiedzenie słowa upewniły mnie w przekonaniu, że kocham Ross Lyncha.
Oczami Rossa:
Laura podniosła głowę i lekko ją odchyliła.
- A dla księżniczki? - spytała. Miałem już odpowiedź.
- Rozalie Rydel Vanessa Lynch - odparłem. Lau zaśmiała się.
- Takie długie? - spojrzała mi w oczy.
- Może być Rozalie Rydel - powiedziałem z uśmiechem - a na resztę poczekamy jeszcze kilka lat.
Na twarzy Laury pojawił się rumieniec. Czy ja to powiedziałem głośno? O w mordę pingwina!!!!
- Zobaczymy - odparła i wtuliła się we mnie.
- Okey. Zaraz, zaraz, co? - spojrzałem na nią zdezorientowany. Jednak nie otrzymałem odpwiedzi, bo brunetka zasnęła.
Oczami Laury:
- Okey. Zaraz, zaraz, co? - usłyszałam głos blondyna. Jednak nie chcąc odpowiadać udałam, ze śpię. Chłopak poleżał jeszcze chwilę, po czym delikatnie wyplutł się z mojego uścisku. Wstał i przykrył mnie kołdrą.
- Słodkich snów, kochanie - szepnął mi do ucha i najnormalniej w świecie pocałował. Nie w czoło. Nie w głowę. Nie w policzek. Nie w nos. W usta. Jego wargi miały słodki smak, były miękkie i takie ciepłe. A potem usłyszałam jak drzwi się zamykają, a on schodzi do kuchni. Dla pewności dotknęłam swoich ust. Ciągle czułam jego wargi na swoich. Uśmiechnęłam się i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Oczami Rossa:
Ale ze mnie głupek. Pocałowałem ją. W usta! Były miękkie i miały smak truskawek. Po prostu rozkosz. W kuchni na blacie siedziała Delly i jadła czekoladę.
- Masz tu coś - delikatnie dotknęła kącika moich ust. Po chwili spojrzała na swoje palce.
- Ross - powiedziała zaskoczona.
- Co? - spytałem nalewając soku pomarańczowego do szklanki.
- To błyszczyk Lau - powiedziała i zachichotała - było buzi, buzi!
Byłem tak zaskoczony, ze sok zamiast trafić do szklanki znalazł się na mojej koszulce i podłodze.
- Nikomu o tym ani słowa - burknąłem i ściągnąłem mokrą koszulkę. Siostra położyła orawą dłoń na sercu.
- Słowo - zaśmiała się i wzięła moja koszulę. Wyszła z nią do łazienki, a a poszedłem do swojej sypialni po nowy ciuch. Laura leżała na łóżku i miarkowo oddychała. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z garderoby fioletową koszulkę w serek. Przebrany zszedłem do salonu i razem z innymi oglądałem ''Winx 5''.
P.S. Witajcie kochani. Ten rozdział jest dłuuugi jak nigdy. Kark mnie boli, mam przed sobą na biurku butelkę po coli, dwie paczki chipsów serowych, pieguski, orzeszki i jogurt truskawkowy, a na podłodze leży poduszka i kalendarz. Taaa. Kilka godzin pracy przy komputerze potrafi wymordować człowieka. Co myślicie o rozdziale. Bo mi się podoba. Nawet bardzo. A więc dużymi krokami zbliżamy się do końca. Next już w sobotę.:) Pozdrawiam.:) Sorki za błędy, ale nie ma siły już ich sprawdzać.:*
- Weź ten! - wrzasnął zniecierpliwiony Ratliff do Rockiego, który stał jak słup i gapił się na dwa piękne wisiorki. Otóż mój braciszek kupował właśnie prezent gwiazdkowy dla Raini. Tak dla mojej hiszpańskiej przyjaciółki. Coś mi się widzi, ze oni czują do siebie mięte. Pewnie myślicie sobie ''że co?!''. Otóż tak. Nie, Calum nigdy nie będzie z Raini, za bardzo się od siebie różnią. Rudzielec ma już dziewczynę. Jest nią.... jego menadżerka Bella. Taaak. Jest ona naprawdę fajna. I młodsza o rok. Ale jaka! Nogi, pupa, piersi! Cud malina. A Bella straciła głowę dla swojego ''misiaczka''. Fuuuj. Nawet Riker sobie ułożył życie. Jest z jakąś tak Emily. Poznał ją dwa dni temu na spacerze. I bum!!! Miłość od pierwszego wejrzenia, a Rydel i Ellington są szczęśliwi od około 30 minut. Porąbane, nie?
- Biorę ten - Rocky wskazał na ładny pierścionek dla Raini.
- Na pewno się jej spodoba - powiedziałem i wyszedłem ze sklepu. Mimo, że w innych kraiach jest śnieg, to u nas w Miami grzeje słońce, a ludzie chodzą w krótkich spodenkach i japonkach. Westchnąłem cicho i w oddali zobaczyłem burzę rudych włosów. Sharon! Przeszłem przez ulicę i stanąłem dziewczynie na drodze.
- Cześć -uśmiechnąłem się.
- Hej - odparła. Serial został przerwany na czas 3 miesięcy. Prawdopodobnie wogule zostanie zdjęty z anteny. Nikt tego nie chce oglądać. No moze oprócz mich fanek. Wiem, jestem boski, a one mnie kochają!
- Co tu robisz? - spytałem i usiedliśmy na małej ławce. Dziewczyna skierowała twarz w stronę słońca.
- Przyszłam na zakupy i chcę znaleźć prezent idealny dla chłopaka - odparła. Przyjrzałem się jej uważnie. Nie wspominała nic o żadnym chłopaku.
- Masz kogoś? - spytałem zaciekawiony.
- Może - mruknęła tajemniczo i wstała - ktoś cię woła - pokazała ruchem głowy w stronę moich braci i Ella. Westchnęłam głęboko.
- Okey. Do zobaczenia - powiedziałem, a dziewczyna cmoknęła mnie w policzek.
- Pa. Ross - uśmiechnęła się i odeszła. Wow. Tylko Laura tak powiedziała do mnie. I to raz. Był wtedy sylwester 2010 roku. Staliśmy na balkonie u Rikera.
- Wesołego nowego roku Rossy - powiedziała i dała mi buziaka w policzek, a potem tak po prostu odeszła. A ja stałem jak głupi marznąć. Wtedy uświadomiłem sobie, że Laura bardzo dużo dla mnie znaczy.
- Tak - szepnąłem - za duzo!
Ja ją kocham. Kocham ją i nigdy nie przestanę. Na zawsze w moim sercu tylko ona, ale czy Laura czuje to samo? W końcu będziemy mieć dzieci. Czym prędzej dopadłem braci.
- Wracamy do sklepu! - krzyknąłem i wszedłem do środka nie czekając na resztę. Po chwili chłopacy dołączyli do mnie. Patrzyli lekko zdziwieni.
- Będziesz kupował coś tej lasce z która gadałeś? - spytał Riker.
- Zobaczycie - mruknąłem z lekkim uśmiechem. Sprzedawczyni patrzyła na nas z wypiekami na twarzy.
- Czym mogę służyć panowie? - spytała słodko.
- Chciałbym pierścionek zaręczynowy - powiedziałem. Dziewczyna na oko 25 latka ze skwaszoną minę podała mi tackę pierścionków. Przyglądałem się im z zawziętością. Nic nie przypadło mi do gustu. Musi to być coś wyjątkowego. Jak Laura. Nagle mój wzrok powędrował w stronę oszklonej gablotki, gdzie na miękkiej, jedwabnej poduszeczce leżał piękny pierścionek.
- Ten chcę - powiedziałem stanowczo. Ekspedientka zamrugała oczyma oniemiała.
- On kosztuje 100 000€ - wydukała. Prychnąłem i podałem jej moją złotą kartę. Jęknęła i ostrożnie wyjęła pierścionek. Pobrała pieniądze, oddała mi złoty kartonik, a pierścionek włożyła do ślicznego pudełeczka. Zadowolony opuściłem sklep jubilerski. Bracia wyszli za mną wstrząśnięci.
- Kupiłeś pierścionek, na który inni by musieli zbierać całe lata, a ty kupujesz go ot tak! - wydusił Rocky, którego prezent kosztował tylko 200€. Wzruszyłem ramionami i wsiadłem do naszej limuzyny. Po chwili chłopcy siedzieli obok.
- Gdzie teraz? - spytał Ellington.
- Jedziemy kupić jakieś ozdoby na dwór - powiedział zbolałym głosem Riker.
Oczami Laury:
Właśnie wyjmowałam moją ukochaną, piękną sukienkę z szafy, gdy coś spadło na podłogę. Zdziwiona ukucnęłam i podniosłam naszyjnik od blondyna.
- To już.. trzy miesiące - uśmiechnęłam się szeroko. Mój brzuch był tego przykładem. Zaokrąglił się lekko i nie mieściłam się w swoje jeansy! Koszmar. Mam tez umówiona wizytę u ginekologa...zaraz kiedy to? Podeszłam do szafki z kalendarzem!
- O nie! - wydarłam się. To dzisiaj. Szybko zawiesiłam naszyjnik na szyję i zbiegłam do salonu, gdzie Delly żarła kulki serowe. Mam pocieszenie, nie tylko ja będę gruba.
- Dzisiaj mam wizytę u ginekologa! - krzyknęłam. Blondyna spojrzała na mnie przesraszona.
- Dziś? - wytrzeszczyła gały. Kiwnęłam głową.
- Pójdziemy razem? - spytałam. Rydel podeszła do mnie nieśmiało.
- A Ross? - szepnęła. Wtedy drzwi trzasnęły a w progu pojawili się chłopcy. Przywitali się i weszli do salonu. Ross miał dziwną minę. Chyba tego nie słyszał... Lekko skrępowana podeszłam do niego i położyłam swoje ręce na ego ramionach. Patrzyłam mu w oczy. Był zdziwiony.
- Chcesz zobaczyć dzieci? - zapytałam nieśmiało tak jak Rydel mnie. Chłopak uchylił usta w słodkim uśmiechu.
- Jeżeli ty tego chcesz - powiedział.
- Zawsze - odparłam i go przytuliłam. Usłyszeliśmy głośne ''awwww!''. Odsunęłam się od chłopaka i oboje spojrzeliśmy na Lynchów jedzących chrupki i patrzących na nas. Zaśmiałam się i razem z Rossem ruszyliśmy do mojej sypialni.
- Przebierz się - powiedziałam. Blondyn jęknął, ale posłusznie wyszedł. Sama wybrałam z szafy fajny komplet. Gotowa otworzyłam serduszko od Ross i uśmiechnęłam się sama do siebie. Tęsknię za tamtymi chwilami.
- Jedziemy? - spytał Ross wchodząc do pokoju. Kiwnęłam głową. Złapałam torebkę i wrzuciłam do niej najpotrzebniejsze przedmioty. Gotowi wsiedliśmy do Astona Ross.
- A gdzie to jest? - spytał przejęty.
- Na Black Mello - odparłam. Na miejsce dojechaliśmy w ciszy. Spięta wysiadłam z auta i złapałam dłoń Rossa. Spojrzał na nasze splecione ręce i pocałował mnie w czoło.
- Zawsze będę z tobą - obiecał. Westchnęłam i weszliśmy. Akurat była nasza kolej.
- Wejść z tobą? - spytał chłopak.
- Obiecałeś, ze zawsze będziesz - powiedziałam, a on się zaśmiał. Zapukaliśmy do gabinetu i wyszliśmy. Ja położyłam się na fotelu, a Ross ustał obok. Ciągle trzymał mnie za rękę. Pani ginekolog otworzyła szeroko usta ze zdziwienia.
- Prosimy o dyskrecję - powiedział blondyn. Kobieta pokiwała głową bez słowa.
- Który miesiąc? - spytała smarując mi brzuch czymś śliskim i lepkim.
- Trzeci - powiedzieliśmy z Rossem chórem.
- Więc wiesz? - spojrzałam na niego czule. Prychnął.
- No pewnie - odparł i posłał mi oczko. Po chwili lekarka zaczęła jeździć mi po skórze jakimś czymś. Nagle na twarzy Ross pojawił się uśmiech pełen radości. Oczy mu się zalśniły i uklęknął obok mnie. Pani ginekolog przekręciła w moją stronę monitor i zobaczyłam zarysy maleńkich jak piąstki ciałek.
- Chcą państwo znać płci dzieci? - spytała. Spojrzałam na Rossa.
- Tak - powiedzieliśmy,y zgodnie i zachochitaliśmy.
- Popatrzymy - mamrotała kobieta - będzie ich piątka to pewne, a wieć widzę tutaj z trudem czterech chłopców iiiii jedną dziewczynkę!
Wytrzeszczyłam oczy. Blondyn huknął na podłogę.
- O matko! - jęknęłam. Za jakie grzechy tyle chłopaków! Jak ja mam dosyć czasami jednego. I to w dodatku ich ojca!
- Cieszmy się,z e będzie jedna dziewczynka - wydusił chłopak i podniósł się. Lekarka podała mi papier do wytarcia się i wydrukowała kilka zdjęć. Przypięła do jakichś kartek i wręczyła Lynchowi.
- Ile płacimy? - spytał. Kobieta podała cenę 45€. Blondynek zapłacił i pożegnawszy się wyszliśmy. Bez słowa dojechaliśmy do domu. Usiedliśmy na kanapie, a zaraz zleciała się cała rodzina z Raini i Calumem.
- I co, i co? - pani Stormie o mało nie wyszła z siebie i nie stanęła obok. Ross złapał mnie za rękę i przełknął ślinę.
- Będę miał czterech piosenkarzy i jedną królewnę - wydusił z trudem. Wszystkim szczęki opadły.
- Jeszcze jedna czwórka chłopców - mruknęła Stormie i zaczęła nam gratulować. Reszta porwała nas w ramiona. Z udawaną radością przyjmowałam gratulacje. Ross też niem miał zbyt radosnej miny. Kiedy mogliśmy odetchnął, poszliśmy do pokoju blondyna. Położyliśmy się na łóżku i milczeliśmy chwilę.
- To imiona jakie damy? - spytałam. Ross spojrzał w sufit.
- Może Allan, Szymon, Brian i Nicholas? - zaproponował. Dobrze, ze nie powiedział tego durnego imienia Alvin
- Super - uśmiechnęłam się - a na drugie?
- Teraz ty wymyślasz - powiedział. Zagryzłam dolną wargę i popatrzyłam na zdjęcie Lynchów stojące na biurku chłopaka.
- Allan Riker, Szymon Rocky, Brian Ellington, a Nicholas Mark. Zgoda? - spytałam. Blondyn bez słowa przytulił mnie do siebie i pocałował we włosy.
- Kocham cię - szepnął, a na moje serce polał się miód. To na te słowa tyle czekałam. Ich szukałam od mojego wyjazdu z Miami. Na nie wylałam jezioro łez. To te dwa proste w powiedzenie słowa upewniły mnie w przekonaniu, że kocham Ross Lyncha.
Oczami Rossa:
Laura podniosła głowę i lekko ją odchyliła.
- A dla księżniczki? - spytała. Miałem już odpowiedź.
- Rozalie Rydel Vanessa Lynch - odparłem. Lau zaśmiała się.
- Takie długie? - spojrzała mi w oczy.
- Może być Rozalie Rydel - powiedziałem z uśmiechem - a na resztę poczekamy jeszcze kilka lat.
Na twarzy Laury pojawił się rumieniec. Czy ja to powiedziałem głośno? O w mordę pingwina!!!!
- Zobaczymy - odparła i wtuliła się we mnie.
- Okey. Zaraz, zaraz, co? - spojrzałem na nią zdezorientowany. Jednak nie otrzymałem odpwiedzi, bo brunetka zasnęła.
Oczami Laury:
- Okey. Zaraz, zaraz, co? - usłyszałam głos blondyna. Jednak nie chcąc odpowiadać udałam, ze śpię. Chłopak poleżał jeszcze chwilę, po czym delikatnie wyplutł się z mojego uścisku. Wstał i przykrył mnie kołdrą.
- Słodkich snów, kochanie - szepnął mi do ucha i najnormalniej w świecie pocałował. Nie w czoło. Nie w głowę. Nie w policzek. Nie w nos. W usta. Jego wargi miały słodki smak, były miękkie i takie ciepłe. A potem usłyszałam jak drzwi się zamykają, a on schodzi do kuchni. Dla pewności dotknęłam swoich ust. Ciągle czułam jego wargi na swoich. Uśmiechnęłam się i odpłynęłam w krainę Morfeusza.
Oczami Rossa:
Ale ze mnie głupek. Pocałowałem ją. W usta! Były miękkie i miały smak truskawek. Po prostu rozkosz. W kuchni na blacie siedziała Delly i jadła czekoladę.
- Masz tu coś - delikatnie dotknęła kącika moich ust. Po chwili spojrzała na swoje palce.
- Ross - powiedziała zaskoczona.
- Co? - spytałem nalewając soku pomarańczowego do szklanki.
- To błyszczyk Lau - powiedziała i zachichotała - było buzi, buzi!
Byłem tak zaskoczony, ze sok zamiast trafić do szklanki znalazł się na mojej koszulce i podłodze.
- Nikomu o tym ani słowa - burknąłem i ściągnąłem mokrą koszulkę. Siostra położyła orawą dłoń na sercu.
- Słowo - zaśmiała się i wzięła moja koszulę. Wyszła z nią do łazienki, a a poszedłem do swojej sypialni po nowy ciuch. Laura leżała na łóżku i miarkowo oddychała. Uśmiechnąłem się i wyciągnąłem z garderoby fioletową koszulkę w serek. Przebrany zszedłem do salonu i razem z innymi oglądałem ''Winx 5''.
P.S. Witajcie kochani. Ten rozdział jest dłuuugi jak nigdy. Kark mnie boli, mam przed sobą na biurku butelkę po coli, dwie paczki chipsów serowych, pieguski, orzeszki i jogurt truskawkowy, a na podłodze leży poduszka i kalendarz. Taaa. Kilka godzin pracy przy komputerze potrafi wymordować człowieka. Co myślicie o rozdziale. Bo mi się podoba. Nawet bardzo. A więc dużymi krokami zbliżamy się do końca. Next już w sobotę.:) Pozdrawiam.:) Sorki za błędy, ale nie ma siły już ich sprawdzać.:*
CZYTASZ = KOMENTUJESZ = MOTYWUJESZ
Majka`
Ale słodko. dużo raury i jak dla mnie sporo śmiechu. :) ten rozdział był niesamowity!!! czekam na next ;) kamila:*
OdpowiedzUsuńBoski. Czekam na next :D
OdpowiedzUsuńAaaaa uwielbiam juz niemogesie doczekac :D kocham Raure i juz za niedlugo beda razem :D ale sie ciesze :) oooo i jeszcze planuja dzieciaczki ?! A 5 im nie starczy ? Druzyne koszykarska zaloza xD kocham twojego bloga i juz nie moge doczekac sie nexta :D
OdpowiedzUsuńSuper,czekam na następny
OdpowiedzUsuńO w mordę pingwina!! super to wymyśliłaś:) fifi ;)
OdpowiedzUsuńrozdział super
OdpowiedzUsuńa tak w ogóle na jakej sciące piszesz jak można za pytać
Wszystko mam w głowie :) pozdro ;*
Usuńuuuu Ross oglonda winx noo zdażają się takie sytuacje......... XD
OdpowiedzUsuńsuper piszesz czekam na nexta