Oczami Rydel:
Ze snu wybudził mnie piskliwy głosik takiej jednej rudej stewardessy.
- Przepraszamy ale wyniknęły drobne komplikacje i zamiast w Nowyn Yorku wylądujemy w Kingston. Życzymy miłej podróży. ( Od aut. nie wiem czy w Kingston jest lotnisko, ale jakby coś to jest :) :*).
- Do diabła! - warknęłam. Ale nie tylko ja. Reszta pasażerów klęła i oburzona plotkowała na temat pilota. Wściekła spojrzałam na najstarszego czyli Rikera. On uważa się za najmądrzejszego, a nas za niedorobionych niech kombinuje!
- Co robimy? - spytałam blondyna. Zamyślił się. W tym czasie Ratliff zjadł bułkę, a Ryland wrócił z łazienki.
- Odpowiesz geniuszu? - spytałam lekko rozbawiona. Brat przyłożył mi palec do ust.
- Cicho siostra ja myślę! - wyszeptał z wywyższeniem. Pokazałam mu język. Ze smutkiem czekałam na lądowanie. Ciekawe czy w tym tygodniu to się z Rossem zobaczymy.
Oczami Rikera:
Delly trochę mnie skompromitowała, bo niby, że ja miałem skołować transport do NY? Wariatka. Jestem geniusze, ale w dziedzinie muzyki!!! Ale nie na darmo nazywam się Riker Lynch. Ja coś wymyśle, no mówię wam!
Oczami Rydel:
- Mam! - wrzasnął Riker donośnym głosem. Bębenki w moim prawym uchu o mało nie pękły. Zmierzyłam go wzrokiem typu ''jeszcze raz tak zrobisz, a cię powieszę za jaja!''.
- Co masz? - spytałam. Riker westchnął zadowolony.
- Po głębokim dumaniu do mojej blond główeczki wpadł pomysł, że wynajmiemy taksówkę w Kingston.
- Wow! Ty to masz czachę Rik - zarechotał Ratliff szturchając w bok Rockiego. Wszyscy oprócz Riker wybuchnęliśmy śmiechem.
- Sorry brat, ale na to każdy wpadł - Ryland poklepał go po ramieniu. Blondym prychnął i fochnięty odwrócił głowę do okna. Do końca lotu siedział obrażony jak małe dziecko mrucząc na '' debilne rodzeństwo i tego idiotę Ellingtona''.
Oczami Rikera:
Ci walnięci ludzi obrazili moją osobę. Hańba im! Ale trudno. Są takie pokraki na świecie i trzeba, z tym żyć. Bardziej martwię sie o Ross'a. A jak znowu coś sknoci i Laura wykopie go z domu? Bidaczysko se nie poradzi. Będzie jak pies na ulicy. Obdarty i brudny. O matko!!! Czym pręczej opowiedziałem wszystko Rydel. Spojrzała na mnie przestraszona.
- Musimy sie tam jak najszybciej dostać - powiedziała.
Oczami Rydel:
Riker swoją wyobraźnią nieźle mnie nastraszył. To absurdalne, ale on ma rację. Wiadomo do czego mój cudowny brat jest zdolny!
Kiedy tylko wylądowaliśmy zatrzymaliśmy taksówkę. Zapakowaliśmy walizki i upchaliśmy sie do auta.
- Do Nowego Yorku prosimy - powiedziałam szybko. Kierowca kiwnął głowa i ruszyliśmy. Po około godzinie coś huknęło i taksówka stanęła,
- Co jest? - spytał zdenerwowany Rocky.
- Łopłonka mi pikła - zaśmiał się kierowca.
- A ile portwa jej zmienianie? - spytał Riker.
- Ja nie zminiam, bło ja taksówkarz. Czyba czykać na mychanika. A to młoże płotrwać płęć głodzin - odparł mężczyzna siedając wygodnie.
- Cooo?!!! - ryknęliśmy wszyscy. teraz to na pewno się z Rossem nie zobaczymy w najbliższym czasie.
- Jeszeli pańsztfu sze tak szpeszy to 5 kilometróf z tłond jest farma. Młoże pomogo - oznajmił. Popatrzyliśmy po sobie. Co szkodzi? Podziękowlaiśmy i wysiedliśmy z auta. Riker zapłacił, a reszta chłopaków wyjęła bagaże. Każdy wziął swój i ruszyliśmy w drogę.
~ 1 godzina później ~
- Ja już nie dam rady! - jęknęłam siadając na jakimś słupku. Chłopacy zatrzymali się - odpocznijmy!
Bracia westchnęli. Wiem, ze i oni byli zmęczeni, ale do jasnej anielki ja jestem dziewczyną. Mniej przetrwam!
- Już nie daleko Delly - uśmiechnął się Ratliff. Łza spłynęła mi po policzku.
- Ja nie chcę - krzyknęłam jak małe dziecko. Riker uklęknął przede mną. Zawsze tak robił jak byłam mała i coś mi było, a on mnie pocieszał.
- Mała już tylko kawałek. Dasz radę, dla Ross'a - powiedział głaszcząc mnie po głowie.
- Oke...eey. Tylko za to poświęcenie kupujesz mi nowe buty - wychlipałam. Brat uśmiechnął się szeroko.
- Stoi - powiedział i pomógł mi wstać. Wtedy zrozumiałam czym jest prawdziwe rodzeństwo. To wiara, nadzieja i ogromna miłość zdolna do niewiarygodnych poświęceń. Ja mam takie rodzeństwo i jestem Bogu za to bardzo wdzięczna, bo to największy skarb pod słońcem.
P.S. Witajcie moje kochane czytelniczki! Rozdział krótki i bez Ross i Laury. A tak abyście się trochę podenerwowały.:) A następna część w piątek:) Wie, ale od poniedziałku do Piątki nie mam wstępu na internet.:( Wtedy liczy się tylko nauka!!! Wiem, chamstwo. Ale nie ja to ustalałam. Więc trzymajcie się ciepło moje kurczaczki i czekajcie na next. Pozdrawiam :*
Majka`
Ze snu wybudził mnie piskliwy głosik takiej jednej rudej stewardessy.
- Przepraszamy ale wyniknęły drobne komplikacje i zamiast w Nowyn Yorku wylądujemy w Kingston. Życzymy miłej podróży. ( Od aut. nie wiem czy w Kingston jest lotnisko, ale jakby coś to jest :) :*).
- Do diabła! - warknęłam. Ale nie tylko ja. Reszta pasażerów klęła i oburzona plotkowała na temat pilota. Wściekła spojrzałam na najstarszego czyli Rikera. On uważa się za najmądrzejszego, a nas za niedorobionych niech kombinuje!
- Co robimy? - spytałam blondyna. Zamyślił się. W tym czasie Ratliff zjadł bułkę, a Ryland wrócił z łazienki.
- Odpowiesz geniuszu? - spytałam lekko rozbawiona. Brat przyłożył mi palec do ust.
- Cicho siostra ja myślę! - wyszeptał z wywyższeniem. Pokazałam mu język. Ze smutkiem czekałam na lądowanie. Ciekawe czy w tym tygodniu to się z Rossem zobaczymy.
Oczami Rikera:
Delly trochę mnie skompromitowała, bo niby, że ja miałem skołować transport do NY? Wariatka. Jestem geniusze, ale w dziedzinie muzyki!!! Ale nie na darmo nazywam się Riker Lynch. Ja coś wymyśle, no mówię wam!
Oczami Rydel:
- Mam! - wrzasnął Riker donośnym głosem. Bębenki w moim prawym uchu o mało nie pękły. Zmierzyłam go wzrokiem typu ''jeszcze raz tak zrobisz, a cię powieszę za jaja!''.
- Co masz? - spytałam. Riker westchnął zadowolony.
- Po głębokim dumaniu do mojej blond główeczki wpadł pomysł, że wynajmiemy taksówkę w Kingston.
- Wow! Ty to masz czachę Rik - zarechotał Ratliff szturchając w bok Rockiego. Wszyscy oprócz Riker wybuchnęliśmy śmiechem.
- Sorry brat, ale na to każdy wpadł - Ryland poklepał go po ramieniu. Blondym prychnął i fochnięty odwrócił głowę do okna. Do końca lotu siedział obrażony jak małe dziecko mrucząc na '' debilne rodzeństwo i tego idiotę Ellingtona''.
Oczami Rikera:
Ci walnięci ludzi obrazili moją osobę. Hańba im! Ale trudno. Są takie pokraki na świecie i trzeba, z tym żyć. Bardziej martwię sie o Ross'a. A jak znowu coś sknoci i Laura wykopie go z domu? Bidaczysko se nie poradzi. Będzie jak pies na ulicy. Obdarty i brudny. O matko!!! Czym pręczej opowiedziałem wszystko Rydel. Spojrzała na mnie przestraszona.
- Musimy sie tam jak najszybciej dostać - powiedziała.
Oczami Rydel:
Riker swoją wyobraźnią nieźle mnie nastraszył. To absurdalne, ale on ma rację. Wiadomo do czego mój cudowny brat jest zdolny!
Kiedy tylko wylądowaliśmy zatrzymaliśmy taksówkę. Zapakowaliśmy walizki i upchaliśmy sie do auta.
- Do Nowego Yorku prosimy - powiedziałam szybko. Kierowca kiwnął głowa i ruszyliśmy. Po około godzinie coś huknęło i taksówka stanęła,
- Co jest? - spytał zdenerwowany Rocky.
- Łopłonka mi pikła - zaśmiał się kierowca.
- A ile portwa jej zmienianie? - spytał Riker.
- Ja nie zminiam, bło ja taksówkarz. Czyba czykać na mychanika. A to młoże płotrwać płęć głodzin - odparł mężczyzna siedając wygodnie.
- Cooo?!!! - ryknęliśmy wszyscy. teraz to na pewno się z Rossem nie zobaczymy w najbliższym czasie.
- Jeszeli pańsztfu sze tak szpeszy to 5 kilometróf z tłond jest farma. Młoże pomogo - oznajmił. Popatrzyliśmy po sobie. Co szkodzi? Podziękowlaiśmy i wysiedliśmy z auta. Riker zapłacił, a reszta chłopaków wyjęła bagaże. Każdy wziął swój i ruszyliśmy w drogę.
~ 1 godzina później ~
- Ja już nie dam rady! - jęknęłam siadając na jakimś słupku. Chłopacy zatrzymali się - odpocznijmy!
Bracia westchnęli. Wiem, ze i oni byli zmęczeni, ale do jasnej anielki ja jestem dziewczyną. Mniej przetrwam!
- Już nie daleko Delly - uśmiechnął się Ratliff. Łza spłynęła mi po policzku.
- Ja nie chcę - krzyknęłam jak małe dziecko. Riker uklęknął przede mną. Zawsze tak robił jak byłam mała i coś mi było, a on mnie pocieszał.
- Mała już tylko kawałek. Dasz radę, dla Ross'a - powiedział głaszcząc mnie po głowie.
- Oke...eey. Tylko za to poświęcenie kupujesz mi nowe buty - wychlipałam. Brat uśmiechnął się szeroko.
- Stoi - powiedział i pomógł mi wstać. Wtedy zrozumiałam czym jest prawdziwe rodzeństwo. To wiara, nadzieja i ogromna miłość zdolna do niewiarygodnych poświęceń. Ja mam takie rodzeństwo i jestem Bogu za to bardzo wdzięczna, bo to największy skarb pod słońcem.
P.S. Witajcie moje kochane czytelniczki! Rozdział krótki i bez Ross i Laury. A tak abyście się trochę podenerwowały.:) A następna część w piątek:) Wie, ale od poniedziałku do Piątki nie mam wstępu na internet.:( Wtedy liczy się tylko nauka!!! Wiem, chamstwo. Ale nie ja to ustalałam. Więc trzymajcie się ciepło moje kurczaczki i czekajcie na next. Pozdrawiam :*
Majka`
Na twoje rozdziały czekam jak jakaś wariatka wiec teraz też tak czekam na next
OdpowiedzUsuńDzięki to bardzo miłe :* Ja na twoje też :)
OdpowiedzUsuńJeju już chcę nexta. Uwielbiam tego bloga!!! Tak jak Elci Tyc. Jestem ciekawa jak potoczy się sprawa z Rossem i Laurom. Ja też tak mam że na tygodniu nauka a nie komputer. Rodzice nie rozumieją co to znaczy mieć pasje do pisania. A oto i mój blog http://ross-i-laura.blog.pl/ zachęcam do czytania i komentowania nie tylko ciebie ale i wszystkich choć była bym z siebie dumna jak by ci się spodobał
OdpowiedzUsuń