Oczami Laury:
Już został tydzień do świat. A ja nie mam ani jednego prezentu. W tym roku moi rodzice przyjadą z Van do Miami i wszyscy razem spędzimy te piękne dni u Lynchów. Co do tego pierwszego to mam kilka pomysłów. Van i Ryd podaruję zestaw do makijażu, rodzicom i państwu Lynch postanowiłam że kupię jakieś porcelanowe zestawy filiżanek, Rockiemu i Rikerowi nowe gitary, a Ellingtonowi takie superaśne podświecane pałeczki do gry na bębnach. Co do Rossa to mam inne plany.
Chcąc jak najszybciej załatwić swoje sprawy wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Popatrzyłam na swoje ubrania. Co by tu ubrać? Wybrałam śliczny zestaw
Gotowa zapukałam do drzwi sypialni Rossa i weszłam. Blondyn leżał na łóżku. Przytulony był do Pszczółki -swojej ulubionej gitary. Uśmiechnąłem się i położyłam dłoń do jego ciepłego policzka. Chłopak mruknął coś i dalej spał.
- Ross - szepnęłam czule. Nic - Ross słoneczko.
Blondyn przewrócił się na plecy i zamlaskał ustami. Stłumiłam śmiech i chęć go pocałowania. Pochyliłam się jeszcze bardziej i wtedy chłopak złapał mnie w tali i przewrócił na łóżku. Krzyknęłam wystraszona. Zauważyłam też że znajduję się w ramionach Ross i leże na nim. Dwuznaczna sytuacja dla osoby trzeciej.
- Hej - szepnął.
- Hej, wariacie - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Tylko tyle? - spytał naburmuszony. Zatkało mnie.
- A co? - uniosłam brwi do góry. Ross zaczerwienił się lekko i spuścił wzrok na swoją koszulkę. Uśmiech zaigrał na mojej twarzy. Westchnęłam i odgarnęłam kilka kosmyków z jego uroczej buzi. Uśmiechnął się i deliaknie pocałował mnie w policzek.
- pojedziesz ze mną do centrum handlowego? - spytałam.
- Jasne - odparł, a ja zeskoczyłam z jego klaty. On sam wstał i podszedł do biurka, gdzie miał telefon. Obrzuciłam go spojrzeniem. Granatowe spodenki i biała koszulka. Na głowie miał nieład, a wyraz twarzy jeszcze nie rozbudzony. Zaśmiałam się i podeszłam do jego szafy. Popatrzyłam na zawartość i wybrałam w końcu czarne spodnie, fioletową koszulę, luźny krawat i czarną skórkową kurtką, a na nogi oczywiście czarne conversy. Podałam mu ubrania i z diabelskim uśmiechem zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Za dwadzieścia minut na dole
- A śniadanie? - wytrzeszczył gały.
- Zjemy w restauracji - odparłam i wyszłam. Do torebki szybko wrzuciłam trochę gotówki i karty kredytowe, telefon, błyszczyk i inne duperele. Zeszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego. Nagle usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach. W kuchni pojawił się blondyn z grymasem zniechęcenia na twarzy. Zabrał mi szklankę i sam upił łyk.
- Dzięki kochanie - uśmiechnął się słodko.
- A od kiedy ja jestem twoim kochaniem? - spytałam kwaśno.
- Od zawsze - wzruszył ramionami i złapawszy mnie za rękę wyszedł z domu. Wsiedliśmy do jego czarnego auta i pojechaliśmy do C.H. ( centrum handlowe). Zatrzymał samochód i pomógł mi wysiąść. Przy wejściu stało kilku reporterów. Zdziwiło mnie to, ale w pewnej chwili zauważyłam też Liama z One Direction. Ross kiwnął mu głową i wtedy nas zobaczono. Zrobiłam obojętną minę i razem z blondynem weszliśmy do środka.
- Choć do restauracji - jęczał mi do ucha, kiedy szliśmy koło kafejki. Westchnęłam i weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i popatrzyliśmy w karty dań.
- Co???!!! - usłyszałam pisk Rossa.
- Co tam? - spojrzałam na niego.
- Tu nie ma naleśników - odparł niezadowolony. Zachichotałam i zamówiłam makaron z pieczarkami i serem pleśniowym.
- Dwa razy to samo, a na dodatek po szklance wody z cytryną.
- A na deser? - spytała kelnerka zapisując sobie zamówienie. Blondyn zamyślił się na chwilę.
- lody z kiwi - odparł Ross. dziewczyna kiwnęła głową i odeszła. Milczeliśmy. Ja gapiłam się na parę obok, a Ross za coś za mną.
- To dla państwa - powiedział kobiecy głos i postawiła przed nami jedzenie.Spojrzałam na potrawę i na twarz towarzysza. Powtórzyłam to jeszcze dwa razy i poczułam jak wczorajsze płatki z mlekiem podchodzą mi do gardła. Zakryłam usta ręką i pobiegłam do łazienki. Po chwili ktoś znalazł się obok mnie. Odgarnął mi włosy na bok i mocno trzymał. Kiedy skończyłam osunęłam się na lodowatą podłogę. Obok mnie stał spokojny blondyn.
- Już dobrze? - spytał i ukucnął naprzeciwko mnie. Kiwnęłam głową i przytuliłam się go niego. Objął mnie rękoma.
- Już w porządku, ciii - szeptał mi do ucha. Było mi tak wspaniale. Co z tego że siedzieliśmy w restauracyjnej łazience, w drogich ciuchach, a ja przed chwilą wymiotowałam. To nie było już ważne.
Majka`
Już został tydzień do świat. A ja nie mam ani jednego prezentu. W tym roku moi rodzice przyjadą z Van do Miami i wszyscy razem spędzimy te piękne dni u Lynchów. Co do tego pierwszego to mam kilka pomysłów. Van i Ryd podaruję zestaw do makijażu, rodzicom i państwu Lynch postanowiłam że kupię jakieś porcelanowe zestawy filiżanek, Rockiemu i Rikerowi nowe gitary, a Ellingtonowi takie superaśne podświecane pałeczki do gry na bębnach. Co do Rossa to mam inne plany.
Chcąc jak najszybciej załatwić swoje sprawy wstałam z łóżka i podeszłam do szafy. Popatrzyłam na swoje ubrania. Co by tu ubrać? Wybrałam śliczny zestaw
Gotowa zapukałam do drzwi sypialni Rossa i weszłam. Blondyn leżał na łóżku. Przytulony był do Pszczółki -swojej ulubionej gitary. Uśmiechnąłem się i położyłam dłoń do jego ciepłego policzka. Chłopak mruknął coś i dalej spał.
- Ross - szepnęłam czule. Nic - Ross słoneczko.
Blondyn przewrócił się na plecy i zamlaskał ustami. Stłumiłam śmiech i chęć go pocałowania. Pochyliłam się jeszcze bardziej i wtedy chłopak złapał mnie w tali i przewrócił na łóżku. Krzyknęłam wystraszona. Zauważyłam też że znajduję się w ramionach Ross i leże na nim. Dwuznaczna sytuacja dla osoby trzeciej.
- Hej - szepnął.
- Hej, wariacie - uśmiechnęłam się i pocałowałam go w policzek.
- Tylko tyle? - spytał naburmuszony. Zatkało mnie.
- A co? - uniosłam brwi do góry. Ross zaczerwienił się lekko i spuścił wzrok na swoją koszulkę. Uśmiech zaigrał na mojej twarzy. Westchnęłam i odgarnęłam kilka kosmyków z jego uroczej buzi. Uśmiechnął się i deliaknie pocałował mnie w policzek.
- pojedziesz ze mną do centrum handlowego? - spytałam.
- Jasne - odparł, a ja zeskoczyłam z jego klaty. On sam wstał i podszedł do biurka, gdzie miał telefon. Obrzuciłam go spojrzeniem. Granatowe spodenki i biała koszulka. Na głowie miał nieład, a wyraz twarzy jeszcze nie rozbudzony. Zaśmiałam się i podeszłam do jego szafy. Popatrzyłam na zawartość i wybrałam w końcu czarne spodnie, fioletową koszulę, luźny krawat i czarną skórkową kurtką, a na nogi oczywiście czarne conversy. Podałam mu ubrania i z diabelskim uśmiechem zarzuciłam mu ręce na szyję.
- Za dwadzieścia minut na dole
- A śniadanie? - wytrzeszczył gały.
- Zjemy w restauracji - odparłam i wyszłam. Do torebki szybko wrzuciłam trochę gotówki i karty kredytowe, telefon, błyszczyk i inne duperele. Zeszłam do kuchni i nalałam sobie soku pomarańczowego. Nagle usłyszałam jak ktoś zbiega po schodach. W kuchni pojawił się blondyn z grymasem zniechęcenia na twarzy. Zabrał mi szklankę i sam upił łyk.
- Dzięki kochanie - uśmiechnął się słodko.
- A od kiedy ja jestem twoim kochaniem? - spytałam kwaśno.
- Od zawsze - wzruszył ramionami i złapawszy mnie za rękę wyszedł z domu. Wsiedliśmy do jego czarnego auta i pojechaliśmy do C.H. ( centrum handlowe). Zatrzymał samochód i pomógł mi wysiąść. Przy wejściu stało kilku reporterów. Zdziwiło mnie to, ale w pewnej chwili zauważyłam też Liama z One Direction. Ross kiwnął mu głową i wtedy nas zobaczono. Zrobiłam obojętną minę i razem z blondynem weszliśmy do środka.
- Choć do restauracji - jęczał mi do ucha, kiedy szliśmy koło kafejki. Westchnęłam i weszliśmy do środka. Usiedliśmy przy dwuosobowym stoliku i popatrzyliśmy w karty dań.
- Co???!!! - usłyszałam pisk Rossa.
- Co tam? - spojrzałam na niego.
- Tu nie ma naleśników - odparł niezadowolony. Zachichotałam i zamówiłam makaron z pieczarkami i serem pleśniowym.
- Dwa razy to samo, a na dodatek po szklance wody z cytryną.
- A na deser? - spytała kelnerka zapisując sobie zamówienie. Blondyn zamyślił się na chwilę.
- lody z kiwi - odparł Ross. dziewczyna kiwnęła głową i odeszła. Milczeliśmy. Ja gapiłam się na parę obok, a Ross za coś za mną.
- To dla państwa - powiedział kobiecy głos i postawiła przed nami jedzenie.Spojrzałam na potrawę i na twarz towarzysza. Powtórzyłam to jeszcze dwa razy i poczułam jak wczorajsze płatki z mlekiem podchodzą mi do gardła. Zakryłam usta ręką i pobiegłam do łazienki. Po chwili ktoś znalazł się obok mnie. Odgarnął mi włosy na bok i mocno trzymał. Kiedy skończyłam osunęłam się na lodowatą podłogę. Obok mnie stał spokojny blondyn.
- Już dobrze? - spytał i ukucnął naprzeciwko mnie. Kiwnęłam głową i przytuliłam się go niego. Objął mnie rękoma.
- Już w porządku, ciii - szeptał mi do ucha. Było mi tak wspaniale. Co z tego że siedzieliśmy w restauracyjnej łazience, w drogich ciuchach, a ja przed chwilą wymiotowałam. To nie było już ważne.
***
Weszliśmy do sklepu z kosmetykami i przechadzaliśmy się między pułkami.
- To jest fajne - Ross wskazał niby plecak z kosmetykami.
- Nie - mruknęłam - To!
Pociągnęłam chłopak za rękę i kiedy stanęłam zachwiałam się i miałam upaść. Jednak długo nie spotykałam się z podłogą. Otworzyłam oczy i zobaczyłam Rossa z uśmiechem na ustach.
- Uważaj, bo może wam się coś stać - powiedział miękko i postawił mnie do pionu.
- Dzięki - odwzajemniłam uśmiech i podeszłam, tym razem wolno do pułki z zestawem kosmetyków.
- Bierzemy dwa takie same, co? - spytałam biorąc dwa zestawy. Chłopak pokiwał głową i dorzucił jeszcze dwie pomadki i po kilka lakierów do paznokci. Zapłaciliśmy i wyszliśmy.
- Teraz do muzycznego - pokierowałam. Weszliśmy do pomieszczenia. Wszędzie było pełno instrumentów.
- Może najpierw gitary? - podsunął Lynch. Przytaknęłam i oboje skierowaliśmy kroki do działu z tym typem instrumentów. Od razu rzuciły nam się w oczy dwie. Chłopcom na pewno się spodoba. Jednak podświetlanych pałeczek do gry na bębnach nie znaleźliśmy. Szkoda, ale kupiliśmy Ellingtonowi takie inne fajne.
- Zostali tylko rodzice - mruknęłam.
Oczami Rossa:
Widziałem jak bardzo Laura jest zmęczona.
- Może odpoczniemy. A jeżeli zaszkodzi to maluchom? - spojrzałem na nią zatroskany. Westchnęła cicho i usiadła na pobliskiej ławce. Zająłem miejsce obok i postawiłem torby na podłodze.
- Ciekawe jakie te święta będą - powiedziała Laura gapiąc się na drzewko w doniczce.
- Najlepsze ze wszystkich - powiedziałem i pogładziłem jej brzuch. Jest już lekko zaokrąglony!
- Tak - szepnęła i oparła głowę na moim ramieniu. Cmoknąłem ją we włosy.
- Dzieci będą szczęśliwe i zawsze tak będzie - powiedziałem. Uśmiechnęła się lekko i wstała.
- No pewnie - zaśmiała się brunetka i wziąwszy torbę z kosmetykami, ruszyła w stronę sklepu z porcelaną itp. Weszliśmy i nas zatkało. Wszędzie komplety szklanek, porcelany, upominków, aż się w głowie kręci. Szybko wybraliśmy dwa takie same komplety i podeszliśmy do kasy. Za ladą stał starszy od nas o kilka lat, ale nie dużo chłopak. Jego oczy rozszerzyły się na widok Laury. Jednak kiedy zobaczył mnie jego mina zrzedła.
- Poprosimy to - powiedziała Lau, a ja podałem jej kilkanaście banknotów. Chłopak odliczył resztę.
- Zapakować? - spytał. Zgodnie kiwnęliśmy głowami. Kiedy dziewczyna podawała kasjerowi pierwszy komplet ich ręce się spotkały. Popatrzyli sobie w oczy i zastygli w bezruchu. Zatkało mnie. Poczułem w sercu jakieś dziwne kłucie, a żołądek zadygotał jakby ze strachu. Chrząknąłem. Chłopak puścił dłonie mojej...to znaczy jako przyjaciółki i matki moich dzieci Laury. Zapakował porcelanowe szklaneczki i wziął drugi podany przeze mnie. Kiedy wychodziliśmy Laura obdarzyła go słodkim uśmiechem, a on o mało nie zemdlał. Prychnąłem.
- Ale głupek - mruknąłem,a Lau zaśmiała się.
- Czy ty jesteś zazdrosny? - spytała ni z gruszki, ni z pietruszki.
- Co? Nie! - zaprzeczyłem. Dziewczyna posmutniała wyraźnie i w drodze do domu nie odezwała się ani jednym słowem. Kiedy weszliśmy do domu, nawet nie chciała jeść tylko od razu pobiegła do swojej sypialni z prezentami pod choinkę.
- A jej co? - spytał Ratliff żując gumę i mlaszcząc przy tym głośno. Wzruszyłem ramionami i usiadłem obok niego na kanapie. Intrygowało mnie to, że Laura nic mi nie kupiła. To nie fajne.
Oczami Laury:
Schowałam podarki i padłam na łóżko. Było mi przykro,z e Ross nic do mnie nie czuje. Może tamten pocałunek był tylko impulsem? Mam nadzieję, że nie. Odkąd uświadomiłam sobie co do niego czuję to wszystko co mówi bardzo mnie przejmuje.
P.S. Drugi rozdział pojawi się może jutro:) Mam nadzieję, że wyrazicie swoje opinie i się nie gniewacie za tak długa przerwę.:)
Super.A ten cały kasjer to powinien zginąć pod autem.Normalnie Ross i Laura mają być razem.
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta
Tak tak tak ! Nareszcie jest :) no i jest cudowny :) no to teraz Ross'iu powinien sie starac o Lau :D czekam z niecierpliwoscia na next :) wiec ten.... no ... do jutra :D <3
OdpowiedzUsuń~Pysiek~
Zgadzam sie next zajebisty, ale obiecałaś dać dwa. Jutro moje urodzinki daj dwa plisss Kasia ;D
OdpowiedzUsuńNo wiesz co?
OdpowiedzUsuńTak długo rozdziału nie dawać? JUTRO RZĄDAM NASTĘPNEGO! :C
Świetny c:
Super i czekam na dzisiejszy :) kamila :*
OdpowiedzUsuńZajebisty J.J
OdpowiedzUsuńnawet po długiej przerwie, nigdy Cię nie opuszczę piszesz za dobrze, czekam na next. Za każdym razem wzruszasz mnie do łez, albo ze smutku, albo ze strachu, albo z radości, jesteś genialna. uwielbiam gdy jak czytam ktoś poprzez takie coś potrafi do mnie dotrzeć emocjonalnie. Dziękuję Ci za to bo to jest piękne.
OdpowiedzUsuńCałuski Elcia<3