niedziela, 10 listopada 2013

11. Zobaczyłam i uwierzyłam...

Oczami Rydel:
W szparze ukazała się śliczna jak kwiat dziewczynka. Na oko 8 - letnia:

 Swoimi cudownymi oczami dokładnie nas obejrzała. Jej oczy na dłużej zatrzymały się na mnie. Patrzyła wwiercając spojrzenie w sam środek mojej osoby. Napięcie stawało się coraz bardziej widoczne.
- Kim jesteście? - spytało dziecko delikatnym, dźwięcznym głosem wróżki. Ratliff wyszedł na środek dumnie sie prężąc.
- Ja jestem Ellington Ratliff, a to moi przyjaciele Rydel, Riker, Rocky i Ryland Lynch. Prosimy o pomoc - powiedział pusząc się jak kogut. Dziewczynka szerzej otworzyła drzwi. Na sobie miała tylko letnią, biała sukieneczkę odsłaniającą chudziutki i białe jak mleko ramionka i nóżki. Jej stopy były obute w  srebrne pantofelki, a na szyi miała krzyż z diamentami!. Widocznie trafiliśmy do jakiejś bogatej rodzinki, która tego nie okazuje.
- Jam jest Lili. Chętnie wam pomożemy - powiedziała i wpuściła nas do środka. Poprowadziła ciemnym, brudnym korytarzem.
- To raczej nie jest rodzina przy forsie - szepnął do mnie do Ratliff. Kiwnęłam głową i wzięłam do pod ramię. Czułam się tu nieswojo. Jak by ktoś mnie obserwował. Ale nie tylko ja szłam sztywno i z obawą. Chłopcy szli cicho, co w ich przypadku było cudem i mieli dziwne miny. Nagle znaleźliśmy się w pomieszczeniu z kominkiem i dwoma średniowiecznymi kanapami. Wogóle to mieszkanko było jak z ery dinozaurów. Ta Lili też. Niby normalna, ale biło od niej dziwne światło. Była niesamowicie piękna i taka niezwykła. A w dodatku ten jej anielski głos!
- Usiądźcie, zawołam brata. On znajdzie rozwiązanie - rzekła Lili i wyszła z pomieszczenia. Riker  i Ryland woleli postać, a ja, Ratliff i Rocky zajęliśmy miejsca. W pewnej chwili przed nami pojawił się stary, wyleniały i najpewniej chory pies. Popatrzył smutno w nasze oczy i ulegował się przed portretem jakiegoś mężczyzny cicho wzdychając. Jęknęłam patrząc w ten piękny obraz. Był tam namalowany bardzo przystojny chłopak. Nagle rozległo się głuche stąpanie i  w salonie pojawiła sie Lili w postaci TEGO chłopaka!!!!

Zdusiłam w sobie dziki wrzask przerażenia. Złapałam Ellingtona za rękę, a on mocno ją ścisnął.
- Witajcie drodzy podróżni - odezwał się aksamitnym barytonem i ukłonił się nisko. 
- hej? - bardziej spytał niż przywitał Riker. Mężczyzna polukał na nas i w końcu zatrzymał się na Rikere.
- Jestem Adam McKeegan. Liliana mówiła, ze potrzebujecie pomocy. Słucham? - powiedział. Brat przełknął ślinę.
- Natychmist musimy dostać się do Nowego Yorku. Nasz brat zaginął w tym mieście - plątał się z odpowiedzi blondyn. Ryland walnął go w bok.
- Nasz brat nie zaginął, tylko usiekł - powiedział cicho. Spojrzał na mnie. Teraz moja kolej!
- Jeden taksówkarz powiedział, ze może pan nam pomóc - wydusiłam przez zaciśnięte gardło. Adam kiwnął głową. Chwilkę pomyślał.
- Oczywiście, ze pomogę. - uśmiechnął się zniewalająco. Odwzajemniłam gest. Nie mogłam się oprzeć. To było taki zarażające. 
- Może ja podam kolację - zaproponowała Lili. Adam pokiwał głową, ale Riker zaprzeczył. W końcu nie znaliśmy tych ludzi, no i wydawali się jacyś tacy dziwni. 
- Skoro państwo odmawiacie to ja pójdę do sąsiadów i spytam się czy nie jadą czasem do miasta. My nie mamy środków do takiej podróży - powiadomił chłopak i zniknął. Nawet drzwi wejściowe nie trzasnęły! Lili usiadła koło psa i dotknęła jego starego łebka. Zwierze nawet nie drgnęło. 
- Jak on się nazywa? - spytał Rocky. Liliana podniosła na nas swoje śliczne jak obrazek oczka.
- Vigilant - powiedziała słodko i poczęła głaskać psa. Mina Rockiego zrzedła. 
- Dziwne imię - szepnął do mnie. Wzruszyłam ramionami. Po chwili wrócił Adam.
- Pan Lowell jedzie za 20 minut. Musicie się jeszcze go zapytać o zgodę. Życzę udanej podróży i odnalezienia brata - powiedział i wyszedł.
- Dziękujemy!!! - wydarł się Ratliff. Lili wstała i  odprowadziła nas do drzwi.
- Żegnajcie - powiedziała i wróciła do salonu. Wzięliśmy nasze bagaże i ruszyliśmy do drugiej farmy.

Oczami Rikera:
Pan Lowell zgodził się  zabrać nas do NY. Wpakowaliśmy się do czarnego jeepa i ruszyliśmy w drogę. 
- Pana sąsiad jest bardzo dziwny - odezwał sie Rocky mrużąc oczy. Mężczyzna zwolnił i popatrzył na nas jak na wariatów.
- Że niby kto? - spytał.
- Ten Mckeegan i jego siostra - powiedziała Rydel drżącym głosem. Samochód stanął.
- Ale oni nie żyją od 50 lat! - krzyknął pan Lowell - zginęli w pożarze. Straszna historia. Ta mała miała 8 lat, a ten jej brat 24. Ich rodzice pojechali na jakiś bal i zostawili ich pod opieką niani. Chłopak poszedł z moim ojcem nad staw niedaleko. Nagle coś huknęło. Obaj pobiegli do domu chłopaka. Palił. się. Niania stała na zewnątrz z załamanymi rękami. Podobno chłopak rzucił się w płomienie na ratunek siostrze. Długo nie wychodzili. Kiedy wszyscy stracili nadzieję Adam wyszedł z nią na rękach. Ale stracił przytomność. Przybyli lekarze. Chłopak przeżył, ale ta mała nie. Ojciec opowiadał mi, ze Adam rzucił się na ciało siostry błagając, aby go nie zostawiała. Nie posłuchała. Po chwili chłopak wziął ja na ręce i oboje zniknęli w płonącym domu i już nigdy nie wyszli. Spłonęli. On żywcem, a jej tylko ciało. Ludzie gadają, że młodzi McKeeganowie nawiedzają. - mężczyzna opowiedział nam niepradopodbną historię.
- To strasznie - wychlipiała Rydel w kołnierzyk koszuli Rylanda. 


Oczami Rockiego:
Ja od początku wiedziałem, że z tymi ludźmi jest coś nie ten teges. A tutaj popatrz to DUCHY!!! Gorze trafić nie mogliśmy. Groza! Ale to wina Rikera. Mógł wynająć inną taksówkę i nic by się nie wydarzyło. Geniusz walnięty.


Oczami Rydel:
Nie mogę w to uwierzyć! I teraz zaczynam kumać. To dziwne światło. Uroda tego rodzeństwa, dom itp.
- Tam jest jakiś pies. Nazywa się Vigilant - powiedziałam. Mężczyzna kiwnął głową.
- To pies tych dzieciaków. Czuje ich obecność i będzie tam, aż do swoich ostatnich dni. Kiedyś próbowałem go zabrać do siebie, ale bronił się. Nie opuścił miejsca warty. Swojego przystanku. Domu. Codziennie daję mu gar jedzenia, ale on coraz mniej je. Zbliża się jego kres. Tak jak Adama i Lili - westchnął pan Lowell. To takie wzruszające. Miłość po grób. I taka przyjaźń jeszcze istnieje. To magiczna więź między człowiekiem, a psem.


P.S. Buhahaha napisałam!!! Myślałam, ze nie dam rady, a tu krótki, ale jest. Sorki za błędy, ale nie mam siły już sprawdzać wszystkiego. 
No i postanowiłam założyć jutro kolejnego bloga. Mam nadzieję, ze się spodoba. Zachęcam do podzilenia się pomysłami i radami. Pozdrawiam:) :*



 Maja`

4 komentarze:

  1. Fajniutki. czekam na next :* J.J.

    OdpowiedzUsuń
  2. piszesz zarąbiście i to jeszcze mało powiedziane, czekam na next to dotyczy się rozdziału 10 i 11.
    kocham twojego bloga <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Super, pisz next <3 kamila

    OdpowiedzUsuń

Jeżeli dasz komentarz każdy następny rozdział będzie dłuższy słowo :)